Trasa spacerowa do Orla liczy sobie blisko pięć kilometrów. Przez pierwszą część lekko się wznosi, aby za rozdrożem opadać w kierunku schroniska. Codziennie, a zwłaszcza w weekendy, oblegana jest przez dziesiątki, jeśli nie setki amatorów spacerów na dwóch deskach. Dystans dziesięciu kilometrów jest do tego idealny - w jego połowie można usiąść wraz z innymi narciarzami przy piwie lub ciepłym posiłku. Można, jeśli w ogóle damy radę się tam przedostać.
To niestety przeżył chyba każdy, kto choć raz pokonywał w tym sezonie ten odcinek. Pierwsze metry świetne, równe, lecz gdy tylko dobiegamy do lasu - koleiny jak na drogach w Mołdawii. Kto za tym stoi i dlaczego nikt nie chce zmienić stanu rzeczy?
Dla użytkownika nart klasycznych problem nie jest jeszcze tak zauważalny. Wystarczy wejść w tor i spokojnym, dostojnym krokiem przemierzać ośnieżoną ścieżkę. Zupełnie inaczej sprawę przedstawiają łyżwiarze, niekiedy bardzo krytycznie odnosząc się do stanu nartostrady. Wielu z nich mimo wszystko próbuje, część zawraca, a jeszcze inni po prostu jej unikają. To napędza machinę - luz na "spacerówce" i tłok w pozostałych miejscach ośrodka. Z tego powodu tracą też właściciele Orla, a więc teoretycznie ludzie, którym najbardziej powinno zależeć na właściwym przygotowaniu trasy.
Brak szacunku czy alternatywy?
Maria Cybulska, pracownik schroniska: Zdajemy sobie sprawę, że nasze przejazdy niszczą trasę i nie służą rozwojowi jakuszyckiego ośrodka. To niestety jedyna i najkrótsza droga do kontaktu ze światem. Musimy z niej korzystać, jeśli nasi klienci chcą dostać świeże mleko, więcej niż jeden gatunek piwa, czy jedzenie na przyzwoitym poziomie. Powiem więcej, mamy na to sądowne upoważnienie.
Zdaniem Cybulskiej, każdy, kto ma ochotę dostać się do osady Orle, może to zrobić na wiele innych sposobów. - Jest trasa przez Rozdroże, można też przez Samolot. Specjalnie tamtędy nie jeździmy, aby nie niszczyć turystom takiej atrakcji, jaką niewątpliwie są tamte tereny - wyjaśnia.
- Dostawy przez "spacerówkę" to nie jest nasza zła wola. Przecież nie wezmę na plecy dwudziestu litrów mleka lub piwa i nie pobiegnę z tym na nartach. Jest, jak jest - do pracy przyjeżdżamy na ósmą rano, ratrak jeździ dużo wcześniej. Co więc mamy zrobić? - retorycznie pyta pani Maria.
Orle prosi o wyrozumiałość
Sytuacja wydaje się być patowa. Narciarze pragną biegać po równym śniegu, pracownicy chcą dostarczać świeże produkty, o które - paradoksalnie - postulują właśnie turyści. Koło się zamyka, problem dalej doskwiera, a końca sporu jak nie było, tak nie ma. I nie będzie?
- Tak to już jest, nie stać nas jeszcze na helikopter, którym będziemy przewozić turystów i żywność - żartuje Cybulska jednocześnie podkreślając, że właściciele tego legendarnego miejsca spróbują dojść do porozumienia ze Stowarzyszeniem "Bieg Piastów". Ta sytuacja musi się zmienić, jeśli Jakuszyce rzeczywiście chcą konkurować z największymi europejskimi ośrodkami. Można mówić, że na kilkadziesiąt, tylko pięć kilometrów jest w złym stanie. Można zasłaniać się sądowym aktem i umyć ręce od odpowiedzialności. Można się też dogadać i na pewno na to właśnie liczą wszyscy miłośnicy tych izerskich tras.
Jakie są wasze doświadczenia z trasą do Orla? Czy w tym wypadku potrzebna jest tolerancja, czy raczej oczekiwanie zmian? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach pod tekstem.
Problemem na spacerówce są też turyści piesi, którzy idą środkiem drogi, a czasami bezmyślnie po torach do klasyka. Jak przejdzie jeden, pewnie nic się nie stanie, ale bywa, że w ciągu dnia przechodzą dziesiątki osób robiąc głębokie dziury.