Bieg Piastów obchodzi czterdzieste urodziny. Celebracja tego wydarzenia potrwa długo, bo Festiwal Narciarstwa Biegowego w jaki ta impreza się przekształciła, daje takie możliwości, dawkując powoli kolejne biegi i imprezy towarzyszące. Narciarze biegowi w Polsce doczekali się swojego święta i zasłużenie mogą posmakować splendoru Biegu Piastów. Sławy, na jaką bieg sobie zasłużył i zapracował. O początkach Biegu Piastów postaramy się, choć trochę, opowiedzieć. O tym jak wielkie marzenie stało się realnym wyzwaniem. O tym, że kiedyś „nie było niczego”…
Każda okazja jest dobra żeby pisać o Biegu Piastów, ale trudno sobie wyobrazić lepszą niż czterdziestolecie. No, na pewno pięćdziesięciolecie, ale na to musimy jeszcze trochę poczekać. Póki co, największy w Polsce bieg narciarski obchodzi okrągłe urodziny i nie jest już od kilku lat biegiem, a Festiwalem Narciarstwa Biegowego i nie trwa tylko przez jeden dzień, a bez mała dziewięć. Nie jest obiektem zainteresowania kilkuset narciarzy z różnych stron Polski, ale kilku tysięcy z całego świata. Wiele się przez te kilkadziesiąt lat w Jakuszycach zmieniło, ale jedno zostało niezmienne – nadal jest to najważniejsze wydarzenie w polskim światku biegania na nartach.
Na początku było marzenie
Często się zdarza, że w takich opowieściach zaczynem późniejszego sukcesu i powodzenia jest pasja, upór, zbieg okoliczności, przychylność decydentów, czasem trochę sprytu i zwykłe szczęście. To wszystko oczywiście też – jak najbardziej – ale bez mozolnej, systematycznej i często syzyfowej wręcz pracy, końcowy sukces i splendor możliwe nie są.
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
I potrzebny jest ktoś, kto da pomysł, rzuci iskrę i zadba o to żeby pomysły stawały się rzeczywistością. O Julianie Gozdowskim powiedziano i napisano już wszystko, więc oczywiście nie da się opowiedzieć historii Biegu Piastów bez opowieści o wieloletnim komandorze.
Jednak my chcielibyśmy krótko przypomnieć i opowiedzieć o tym jak jakuszycka rzeczywistość wyglądała kiedyś, dawniej – wtedy kiedy nie było parkingów, biur, szatni i ratraków. I jak to wszystko się zmieniało – od siermiężnego PRL-u po kolorowe Worldloppet. Od lokalnych zawodów sportowych promujących prowincjonalny zakątek Polski i niszową dyscyplinę po głośne i radosne centrum światowej rywalizacji w największych narciarskich maratonach, jakim na kilka dni w roku staje się Polana Jakuszycka.
Być jak Bieg Wazów
Pierwszy Bieg Piastów odbył się w 1976 roku, a historycznym zwycięzcą został Stanisław Michoń z Miłkowa – niegdyś znakomity zawodnik, potem trener i głowa sportowej biegowej rodziny. Zresztą do czasów dominacji czeskich zawodników od końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, zwycięzcami Biegu Piastów byli znani i uznani zawodnicy, biathloniści i biegacze, reprezentanci Polski. Między innymi Jan Staszel z Zakopanego (brązowy medalista MŚ w Falun), a potem w większości biegacze z silnych dolnośląskich klubów: Edward Dudek, Zbigniew Lis, Wiesław Przybyszewski, Waldemar Witulski i inni. Nowe pokolenie na pierwszych miejscach reprezentowali później np. Jan Wojtas, Kazimierz Urbaniak, Wiesław Cempa, Ryszard Łabaj czy Henryk Gazurek.
W wydanej z okazji trzydziestolecia Biegu Piastów książce „30 lat jakuszyckiego biegania” Julian Gozdowski wspomina o swoim zamiłowaniu do nart i narciarskich wędrówek, o pracy nauczyciela wychowania fizycznego w jeleniogórskich szkołach i zimowej eksploracji karkonoskich i izerskich szlaków. Opowiada o zapomnianych już zawodach narciarskich, o Pucharze Karkonoszy i o ludziach, którzy byli wielkimi entuzjastami narciarstwa biegowego oraz o fascynacji szwedzkim Biegiem Wazów, który jawi się w tych opowieściach jako coś w rodzaju doskonałego narciarskiego mitu, a na pewno niedoścignionego wzorca.
Nawet z dzisiejszej perspektywy droga z Jeleniej Góry do szwedzkiej miejscowości Mora i polany startowej Biegu Wazów jest długa i kręta, a co dopiero z tego samego miejsca na początku lat siedzemdziesiątych XX wieku. A dotarcie i do Szwecji, i szwedzkiego poziomu organizacyjnego wielkiej sportowej imprezy, było przez lata celem i marzeniem Juliana Gozdowskiego, który, już jako kierownik Wydziału Kultury Fizycznej i Turystyki Powiatowej Rady Narodowej w Jeleniej Górze, wciąż miał do mety swojego biegu bardzo daleko. Również wtedy, kiedy Jelenia Góra stała się miastem wojewódzkim. I również wtedy, gdy został w 1977 roku zaproszony do Szwecji, aby na własne oczy zobaczyć legendarny bieg.
Były plany i pomysły, była koncepcja duzej masowej imprezy kojarzonej z Karkonoszami, a realizatorzy tej idei wykorzystywali wszelkie dostępne sposoby, aby animować biegi narciarskie w Szklarskiej Porębie i Karpaczu – dwóch najbardziej znanych okilicznych kurortach.
Szklarska Poręba? A może Karpacz?
Magnesem była oczywiście telewizja, której pojawianie się w okolicy zawsze było skrzętnie wykorzystywane. Taka okazja nadarzyła się między innymi przy okazji Telewizyjnego Turnieju Miast, w trakcie którego mieszkańcy dwóch rywalizujących ze sobą miejscowości walczyli w różnych, również sportowych i zręcznościowych dyscyplinach. Zimą dla mieszkańców Karpacza, Szklarskiej Poręby czy Kowar idealną wizytówką były biegi narciarskie.
Nie zawsze takie pomysły spotykały się z aprobatą telewizyjnych decydentów, niemniej jednak próby były, a pomysły kiełkowały. Komandor Gozdowski wspomina również jak podczas studia telewizyjnego, relacjonującego Zimowe Igrzyska w Insbrucku z Karpacza, odbył się bieg narciarski jako promocja zimy, regionu, pomysłu i dyscypliny.
Tymczasem po reformie administracyjnej powstało nowe województwo jeleniogórskie, a władza potrzebowała dużej imprezy sportowej. Pomysłodawcy biegu coraz bardziej skłaniali się ku zlokalizowaniu zawodów w Górach Izerskich, przede wszystkim ze względu na specyficzne warunki klimatyczne i długie zaleganie pokrywy śnieżnej.
Stawiamy na Góry Izerskie z przystankiem w górniczym Wałbrzychu
Wiosną 1976 roku odbywała się w Jeleniej Górze ogólnokrajowa konferencja dziennikarzy zajmujących się turystyką. I właśnie wiosną tego roku odbył się pierwszy Bieg Piastów. 11 kwietnia śniegu było wciąż dużo – tak jakby przyroda stanęła po stronie organizatorów, wzmacniając ich tezę o wyjątkowych w skali kraju warunkach klimatycznych. Dziennikarze mieli o czym pisać, zawodnicy po czym biegać, a kibice kogo oklaskiwać. Władza miała z czego się cieszyć i kogo klepać po plecach. Na starcie stanęło 518 osób.
W Polsce pojawiły się kolejne biegi narciarskie, nie tylko w górach, a również na terenach tak dla narciarstwa biegowego egzotycznych jak mazowieckie równiny (Bieg Warsa i Sawy). Część z nich przeszła do historii, część odbywa się nadal i oczywiście pojawiają się nowe. Wśród zawodów, które raz lepiej raz gorzej radzą sobie z własną tradycją i kapryśnymi zimami jest, organizowany u stóp Waligóry na Przełęczy Trzech Dolin obok schroniska Andrzejówka, Bieg Gwarków. Bieg ściśle związany z Julianem Gozdowskim, choć nie wszyscy o tym dziś pamiętają.
Ściągnięty do Wałbrzycha Gozdowski objął identyczne stanowisko jak w Jeleniej Górze – również już na szczeblu wojewódzkim. Wydawało się, że organizacja dużego narciarskiego biegu w realiach wałbrzyskich, przy wsparciu lokalnych władz, lokalnego zagłębia przemysłowego i bogatej górniczej branży skazana jest na sukces. Wszystko wydawało się łatwiejsze, a góry były równie piękne i śnieżne. Górniczy bieg narciarski prężnie się rozwijał i pewnie niewiele brakowało, aby przyćmił rodzącą się dopiero jakość Biegu Piastów.
Powrót do Jakuszyc trochę jak przeznaczenie
Stan wojenny przyniósł zgoła nieoczekiwane i brutalne rozwiązania. Oba biegi oczywiście się nie odbyły, na szczytach lokalnych władz nastąpiły zmiany, a z pracą pożegnał się również Julian Gozdowski. Po różnych zawodowych perypetiach wrócił do Jakuszyc i został tam do dziś, choć już w innej, prestiżowej i honorowej, roli, a Bieg Piastów systematycznie piął się w górę w hierarchii polskich i europejskich biegów, aż zajął dzisiejszą pozycję.
Przez lata zmieniło się w Jakuszycach wiele, w warstwie sportowej i organizacyjnej oraz jeśli chodzi o infrastrukturę. Wciąż wielu biegaczy pamięta czasy kiedy na zardzewiałych torach stały opuszczone i zdezelowane wagony kolejowe, służące za szatnie i biuro zawodów.
Na polanie płonęło ognisko, zjeść można było kiełbasę z musztardą (również w punkatch odżywczych na trasie biegu) i napić się herbaty. Nie było parkingów (choć i samochodów było mniej), nie było sklepów i wypożyczalni. Trudno sobie było wyobrazić, aby jakiś nowoczesny szynobus połączył Harrachov ze Szklarską Porębą i że można wysiąść z pociągu wprost na narciarską trasę, z nartami pod pachą. Trudno też było sobie wyobrazić, że drogowe przejście graniczne między Polską a Czechosłowacją kiedyś zniknie.
Narciarskim zmaganiom towarzyszyły różnego rodzaju festyny i występy, czasem otoczenie biegu przypominało targ i bazar, czasem wielką garkuchnię, a czasem wiec partyjny. Bieg ewoluował tak, jak istniejąca gdzieś poza nim i obok niego rzeczywistość. Program biegów urozmaicano, angażowano radio i telewizję, zmieniano długości dystansów, zrobiono miejsce na bieg techniką dowolną, aby dać możliwość zawodnikom rywalizowania „łyżwą”, która w międzyczasie się pojawiła. Wszystko to zaczęło się rozrastać, aż dotarło do miejsca, w którym znajduje się ziś. Nie zawsze było z górki, nie zawsze wszystko się udawało, nie zawsze wszyscy ze wszystkiego byli zadowoleni.
Bieg Piastów i Bieg Wazów w tej samej królewskiej lidze
Nadszedł moment, w którym powstało Stowarzyszenie Bieg Piastów, postawiono pierwszy budynek, przeniesiono start na Polanę Maliszewskiego, udostępniono nowe trasy i zakątki Gór Izerskich, podzielono startujących na sektory. Bieg Piastów stawał sie rokrocznie wielką i skomplikowaną operacją, w którą angażowały się Lasy Państwowe, policja i Straż Graniczna.
Bieg Piastów stał się marką i awansował wreszcie do narciarskiej ekstraklasy. Znalazł się w Worldoppet, stając w jednym szeregu z Biegiem Wazów, do której zbliżył się symbolicznie nazwą na początku tej opowieści – imprezą, do której przez dekady starał się równać i która wydawała sie wzorem niedoścignionym.
Dziś Bieg Wazów i Bieg Piastów grają w jednej drużynie i oby tak było jak najdłużej. I oby planowany w Jakuszycach sportowy narciarski ośrodek stał się ostatecznym zwieńczeniem szaleńczej pogoni za narciarską normalnością.
Z okazji czterdziestych urodzin – wszystkiego najlepszego!