nabiegowkach.pl > Imprezy > Jak zostać Worldloppet Mastersem. Praktyczny poradnik

Jak zostać Worldloppet Mastersem. Praktyczny poradnik

Jak zostać Worldloppet Mastersem. Praktyczny poradnik

Jak zdobyć tytuł Worldloppet Masters? Od których biegów zacząć i jak przygotować się do startów na innych kontynentach? Wspólnie z Andrzejem Guzińskim, pięciokrotnym Worldloppet Mastersem, Jackiem Traczem, który na swoim koncie ma już dwa tytuły i Jackiem Jaśkowiakiem, prezydentem Poznania i potrójnym mistrzem WL przygotowaliśmy praktyczny poradnik dla wszystkich, którzy chcieliby zwiedzić świat, kolekcjonując pieczątki z najważniejszych narciarskich maratonów.

Część I. Informacje podstawowe

Jaki uzyskać tytuł Worldloppet Master?

Trzeba ukończyć 10 biegów zaliczanych do cyklu Worldloppet, każdy w innym kraju. Przynajmniej jeden z nich musi się odbywać poza Europą (USA, Kanada, Japonia, Australia, Nowa Zelandia, Argentyna, Chiny). Ukończenie 10 biegów na głównym dystansie daje tytuł Gold WL Master. By otrzymać tytuł Silver WL Master trzeba ukończyć 10 biegów na krótszym dystansie (w tym przypadku można łączyć biegi krótkie i długie). Czas na skompletowanie 10 pieczątek w specjalnym Paszporcie WL jest nieograniczony.

Paszport Worldloppet

To podstawowy dokument, w którym zbiera się pieczątki po ukończonych biegach. Kosztuje 33 euro i można go kupić w biurze zawodów na każdym z biegów zaliczanych do cyklu. Paszport można również zamówić za pośrednictwem strony www.worldloppet.com. Każdy bieg ma w paszporcie swoją stronę. Po ukończonych zawodach należy w odpowiednim miejscu wpisać wszystkie dane (ważne, by były one kompletne), takie jak: dystans, technikę, datę zawodów, czas na mecie, uzyskane miejsce i podstemplować go w biurze zawodów.

Czy rezultaty z przeszłości też się liczą?

Jeśli ktoś ma na swoim koncie maraton zaliczany do cyklu WL, ale jeszcze wtedy nie zbierał pieczątek w paszporcie, nic nie szkodzi. Można wtedy przesłać paszport do biura Worldloppet w estońskim Tartu wraz z dokładnymi danymi dotyczącymi startu: nazwą biegu, rokiem uczestnictwa, ukończonym dystansem oraz zajętym miejscem i/lub czasem uzyskanym na mecie. Co ważne, po wyniki z przeszłości można sięgać od roku następującego po oficjalnym przyjęciu biegu do cyklu Worldloppet. I tak od 1979 r. liczą się starty na długim dystansie w biegach: Dolomitenlauf, Marcialonga, König Ludwig Lauf, Keskinada Loppet, Amerikan Birkebeiner, Finlandia Hiihto, Vasaloppet, Engadin Skimarathon, Birkebeinerrennet; od 1981 r. La Transjurassienne; od 1986 r. Sapporo International Ski Marathon; od 1991 r. Kangaroo Hoppet; od 1995 r. Tartu Maraton; od 2000 r. Jizerská Padesatka, od 2009 r. Bieg Piastów, od 2013 r. Demino Ski Marathon, od 2014 r. Ushuaia Loppet, Merino Muster oraz Vasaloppet China, a od 2015 r. Fossavatnsgangan. W przypadku biegów na krótkich dystansach liczą się jedynie starty od sezonu 1994/1995.

Co w przypadku, gdy bieg zostanie skrócony lub odwołany?

W związku z coraz bardziej kapryśnymi zimami zdarza się, że trasa któregoś z biegów zostaje skrócona. Jeśli do przebiegnięcia wciąż jest przynajmniej połowa pełnego dystansu – start zostaje zaliczony do tytułu WL Master. Jeśli zawody zostaną odwołane lub ktoś nie ukończy biegu – nie dostaje pieczątki.

Jakie przywileje czekają na zdobywców tytułu Worldloppet Master?

Po wysłaniu listem poleconym paszportu do biura WL, gdzie weryfikowane są wszystkie dane (dystans, technika, data biegu, czas na mecie i miejsce w klasyfikacji generalnej) przy podsemplowanych biegach, otrzymuje się dyplom oraz złotą przypinkę. Za dodatkowe 48 euro można także zamówić specjalny, imienny złoty/srebrny medal. Każdy zdobywca tytułu zostaje wpisany na dostępną na stronie Worldloppet listę. Andrzej Guziński zdradza też, że WL Mastersi na większości biegów mają zapewniony start z drugiego sektora. Często przed zawodami są też organizowane spotkania Mastersów.

Część II. Praktyczne rady

Od których biegów zacząć?

„Najlepiej jest zacząć od zawodów, w których jest mniej zawodników, jest w miarę płasko (to znaczy również bezpiecznie) oraz są bliżej miejsca zamieszkania. Z czasem nabiera się doświadczenia również w przygotowaniu nart i planowaniu podróży. Na początek polecałbym Bieg Piastów lub König Ludwig Lauf. Odradzałbym La Transjurassienne, Birkebeinerrennet oraz Vasaloppet” – radzi Jacek Jaśkowiak i dodaje: „Sporo zależy też od warunków atmosferycznych i łatwy bieg może stać się ekstremalnie trudnym przeżyciem. Pamietam do dzisiaj bieg, który uchodzi za jeden z łatwiejszych, czyli Engadin Ski Maraton. Było -18℃ i wiał wiatr o sile 50 km/h w kierunku przeciwnym. Biegu nie ukończyło wtedy ponad 1000 osób”.

Podobnie wypowiada się Jacek Tracz: „Po Biegu Piastów najlepiej wybrać te biegi, które nie są tak daleko i nie są bardzo trudne, czyli np. Jizerská Padesatka i König Ludwig Lauf w Niemczech. Mogę też polecić Hiihto w Finlandii, a jeśli ktoś biega łyżwą, bardzo przyjemny jest bieg Demino w Rybińsku. Super jest też Engadin Skimarathon, ale tam problemem jest cena, bo Szwajcaria jest drogim krajem”.

Andrzej Guziński zdradza z kolei, że sam zaczął gromadzenie pieczątek od biegów krótkich, które „są mniej absorbujące i dobre na sprawdzenie się oraz odnalezienie się w grupie zawodników startujących w maratonach narciarskich za granicą. Poleciłbym w tym przypadku biegi König Ludwig Lauf w Niemczech oraz Dolomitenlauf w Austrii. Obydwa biegi są dość kameralne, gdyż startuje w nich mniej niż 1000 osób. Ponadto trasy tych biegów mają niezbyt wymagające profile, dzięki czemu z powodzeniem odnajdzie się na nich każdy na początku przygody z biegami Worldloppet”.

Jak logistycznie przygotować się do startów na innych kontynentach?

„Tu sprawa jest znacznie trudniejsza. Wiele z wyjazdów na dalekie biegi organizowałem pod względem logistycznym z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Praktycznie każdy z nich jest zupełnie inny i wymaga specyficznej logistyki. Trudno jest taki wyjazd zorganizować „z marszu”, za każdym razem potrzebny jest zasób wiedzy: gdzie, co i jak. Wiedzę tę czerpałem głównie z kontaktów z kolegami z różnych krajów, którzy albo mieszkają w danym kraju, albo podzielili się ze mną własnymi doświadczeniami z wyjazdów do odległych i czasami egzotycznych dla Europejczyka krajów. Dodam, że wyjeżdżałem zarówno na własną rękę, ze zorganizowaną grupą jak i z lokalnym biurem podróży” – mówi Andrzej Guziński.

Jacek Tracz dodaje: „Wiem, że w przypadku wyjazdów na Tartu Maraton w Estonii, do Finlandii czy na Marcialongę we Włoszech są jakieś czeskie firmy, które całkiem sprawnie organizują wyjazdy na takie biegi, ale już dalekie podróże do Japonii, Argentyny, Australii czy Nowej Zelandii trzeba jednak organizować samemu. Są to tak niszowe biegi, że ciężko znaleźć grupę, która by na nie jechała. Dość trudny logistycznie jest bieg w Chinach. Nie chodzi o trudność samego biegu, ale kwestę dotarcia do Changchun, gdzie bieg się odbywa i komunikację w Chinach, gdzie generalnie nie mówi się po angielsku; napisy też są po chińsku. Dlatego polecam spanie w hotelach akredytowanych do biegu, bo to dużo ułatwia. Nie tak łatwo samemu znaleźć autobus czy taksówkę i dogadać się, że człowiek chce dojechać na start Chinaloppet”.

Zmiana czasu – jak poradzić sobie z jet lagiem?

„Problemów z jet lagiem doświadczyłem bardzo dobitnie podczas swoich pierwszych wyjazdów na inny kontynent, gdy organizm nie chciał ze mną w ogóle współpracować. Dzisiaj jestem trochę mądrzejszy i umiem odczytać zachowanie swojego organizmu, dzięki czemu znacznie lepiej znoszę podróże i starty na innym kontynencie. Jednym ze sposobów może być wcześniejszy wyjazd, aby organizm się przystosował do nowych warunków. Innym jest wyjazd dokładnie na dzień startu, aby zmusić organizm do nowej sytuacji. Jednak nie ma zapewne jednej recepty, która sprawdzi się u każdego. Trzeba zwyczajnie przetestować zachowanie organizmu i wtedy będzie już znacznie łatwiej” – mówi Andrzej Guziński.

„Starty w USA nie są dużym problemem, bo 6-7 godzin różnicy jest do przeżycia. Zresztą przy tych biegach jest taka adrenalina i chęć przebiegnięcia, że niespecjalnie się o tym myśli i zmiana czasu chyba aż tak nie przeszkadza. Problem pojawia się przy Australii i Nowej Zelandii – przesunięcie czasu wynosi tam prawie 12 godzin i jet lag daje się we znaki. Na Kangaroo Hoppet w Australii dodatkowo w kość daje też wysokość, na której odbywa się bieg. Wydawało się mi, że jestem bardzo słaby, ale chyba po prostu była to kwestia zmiany wysokości od 0 do 1800 m n.p.m. To już jest jednak tak daleko, że połączyłem te dwa starty i w ciągu tygodnia pobiegłem obydwa biegi” – wspomina Jacek Tracz.

Jak zdobyć pakiet startowy na kultowe biegi, na które miejsca rozchodzą się w ciagu kilku minut, jak np. na Bieg Wazów czy Marcialongę?

„Trzeba być punktualnym. Mnie osobiście nigdy nie udało się nie dostać na bieg, pod warunkiem, że o czasie byłem przygotowany do rejestracji. W przypadku Biegu Wazów trzeba się najpierw zarejestrować i utworzyć swoje konto, ale to można zrobić wcześniej. Więc jeśli zapisy na bieg zaczynają się dajmy na to 15 marca o 9.00, to o 9.00 trzeba się natychmiast zalogować, mieć przygotowane karty kredytowe i w przeciągu tych 3 minut, po których wyczerpuje się limit miejsc, można się zapisać. Ja tak właśnie zrobiłem dwa razy” – zdradza Jacek Tracz.

Andrzej Guziński również nie miał nigdy problemów ze zdobyciem pakietu startowego, ale na wypadek niepowodzenia podpowiada kilka wyjść awaryjnych: „Jednym z nich jest kontakt z biurami podróży, które oferują pobyt na miejscu wraz z numerem startowym. Nie korzystałem z tego rozwiązania, ale słyszałem, że jest to opcja raczej dla osób, które bez względu na koszty chcą uczestniczyć w biegu. Wiem też, że funkcjonują grupy, gdzie można sprzedać lub kupić pakiet startowy zarówno na Bieg Wazów jak i na Marcialongę. W przypadku Włoch, rezerwując hotel, można również zakupić numer startowy. Jednym słowem brak szczęścia w zapisach nie zamyka definitywnie drogi do zakupu pakietu startowego, przynajmniej na te dwa kultowe biegi”.

Jak wcześnie trzeba zacząć planować wyjazd na biegi WL, by nie było np. problemów z noclegami?

„Jeżeli chce się mieć pewność, że uda się załatwić nocleg w dogodnym miejscu oraz inne niezbędne sprawy związane z wyjazdem, najlepiej zacząć przygotowania rok przed biegiem. Oczywiście inne rozwiązania też można zastosować, ale czasami bywają one mocno utrudnione lub wręcz niemożliwe do zrealizowania” – radzi Andrzej Guziński. Jacek Tracz dodaje: „Jeśli ktoś ma odpowiedni budżet i nie jest ograniczony ceną za nocleg, nie musi aż tak przejmować się rezerwacją z wyprzedzeniem. Przy ograniczonym budżecie zdecydowanie trzeba wszystko planować wcześniej”.

Starować z marszu czy przyjechać na miejsce kilka dni wcześniej?

Andrzej Guziński: „Każde z tych rozwiązań praktykuję na bieżąco. Jeżeli przyjeżdżam na bieg wcześniej, oznacza to, że w tym miejscu bardzo dobrze się czuję. Innym razem przyjeżdżam na miejsce biegu dzień przed startem, a wyjeżdżam tuż po biegu. Każde z tych rozwiązań ma swoje plusy i minusy, ale każde jak najbardziej się sprawdza”.

„Wydaje się, że chyba jednak rozsądniej jest być kilka dni wcześniej, żeby trochę zapoznać się z miejscem, zwłaszcza przy tych dalszych wyjazdach. Szkoda byłoby przez brak możliwości elastycznego zareagowania na życiową sytuację czy wypadek, nie zaliczyć biegu. Zdarza się, że ktoś załamie kijki czy nie dolecą mu narty… jak mnie przytrafiło się podczas wyjazdu do Argentyny. Całe szczęście miałem cały tydzień na to, by znaleźć nowe narty. Nie było to takie proste, ale w końcu pożyczyłem jakieś z łuską, która bardzo spowalniała, bo był to bieg płaski, ale dobiegłem do mety” – wspomina Jacek Tracz.

Ile par nart ze sobą zabrać i jak najlepiej podejść do kwestii przygotowania ich do startu, zwłaszcza klasykiem: smarować samemu czy zdać się na lokalne serwisy?

„W niektórych biegach smarować samemu, bo nie ma dobrych serwisów. Tak robiliśmy w Chinach, w Nowej Zelandii i w Australii. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja na Biegu Wazów. Szwedzi mają bardzo dobrze i profesjonalnie rozwinięty system serwisowania z całymi systemami badania śniegu. W biegu na 90 km narty muszą być dobrze posmarowane, bo gdy się źle posmaruje, to na takim dystansie jest ciężko. Na Islandii też oddałem narty do posmarowania, ale miałem wrażenie, że ten serwis pozbywał się smarów, które mu zalegały i w sumie narty były słabo przygotowane” – opowiada Jacek Tracz.

Podobne doświadczenia ma Andrzej Guziński: „Próbowałem różnych rozwiązań i niestety muszę przyznać, że oddając narty do przygotowania do serwisu, jeszcze nigdy nie byłem do końca zadowolony. Oczywiście temat różnych właściwości śniegu w różnych miejscach jest tym dodatkowym utrudnieniem, które czasami kosztuje dużo sił i stresu. W zawiązku z tym raczej sam przygotowuję narty i podchodzę do tego różnie. Ważne jest, aby na bieżąco przed wyjazdem śledzić prognozy pogody. Jak pokazuje życie, czasami się sprawdzają i jest OK, innym razem potrafią zaskoczyć każdego. Zazwyczaj powinna wystarczyć jedna para nart, ale przyznaję, że w miarę upływu czasu przekonuję się, że lepiej jest mieć ze sobą też drugą parę, np. twin skiny czy zerówki”.

Jak podejść do planowania liczby startów w biegach WL w sezonie: lepiej kolekcjonować je powoli czy starać się przebiec jak najwięcej?

„Każde z tych rozwiązań powinno być dostosowane do możliwości danego zawodnika. Ja do tej pory biegam minimum 8 maratonów w sezonie (za wyjątkiem dwóch sezonów, gdzie z powodu przebytych operacji startów miałem znacznie mniej). Zauważyłem po sobie, że temat udziałów w biegach mocno „wciąga” i np. w tym sezonie mam zaplanowanych 10 startów w maratonach…” – mówi Andrzej Guziński.

„Kiedyś pobiegłem Hiihto w Finlandii w sobotę na 50 km klasykiem, a w niedzielę 50 km łyżwą, po czym pojechałem do Szwecji i we wtorek pobiegłem 45 km Halvvasan, w piątek 45 km Skejtvasan i w niedzielę 90 km na Vasaloppet” – wspomina swój maraton maratonów Jacek Jaśkowiak.

„Ja rozłożyłem te 20 maratonów na 5 lat i naprawdę było co robić. Zdarzyło się, że w jednym roku zrobiłem 9 biegów i to było za dużo. Na tych ostatnich człowiek był już naprawdę zmęczony i nie było frajdy. Ale to chyba też tak, że jest taki moment w życiu, gdy można biegać, ma się możliwości finansowe i osobiste. Trzeba to wykorzystać w myśl zasady, że gdy wieje wiatr, to się nadstawia żagle, a nie zwija. Nie wiadomo, co nas w życiu spotka i kiedy te możliwości mogą się zamknąć. Może być też tak, jak ostatnio dzieje się w Argentynie, gdzie zmieniły się wiatry i ciężko jest trafić na dobre warunki śniegowe, a biegi są odwoływane” – podsumowuje Jacek Tracz.

Justyna Kowalczyk napisała kiedyś w swoim felietonie, że popełnione w czasie ultramaratonu błędy kończą się długotrwałym cierpieniem na trasie. O czym warto pamiętać, by podczas biegów z cyklu Worldloppet tych błędów nie popełniać?

Worldloppet Masters w liczbach

Najwięcej tytułów Worldloppet Master ma swoim koncie Francuz Hannes Larsson. Od 1979 r. zgromadził aż 34 tytuły WL Master, z czego tylko 6 na krótszych dystansach. Po zdobyciu 15 tytułu napisał: „Zdobycie Paszportu WL Master jest nawet większym osiągnięciem niż olimpijskie złoto, które wymaga tylko jednego zwycięstwa, a tu trzeba wygrać (z samym sobą, jak głosi motto Dolomitenlauf) dziesięć razy”.

Wśród Polaków mamy 33 posiadaczy tytułu Worldloppet Master, w tym 3 kobiety. Najwięcej, po 5 tytułów, mają Piotr Szkarłat i Andrzej Guziński. 4 tytuły WL Master wybiegali Wiesław Klejszta i Małgorzata Eliasińska. Trzykrotnie z ukończenia 10 biegów cieszyli się Lidia Paczko, Jacek Jaśkowiak i Adam Andrzej Fijałkowski. Tytuł podwójnego Mastersa przypadł w udziale Jerzemu Willmanowi, Janowi Jagielskiemu i Jackowi Traczowi.

„Jest to na pewno sprawa indywidualna. Widzę na starcie, że niektórzy zawodnicy nie biorą ze sobą kompletnie nic. Ja zawsze jestem przygotowany na własne nawadnianie czy suplementację. Często jednak okazuje się że to, co przygotowują organizatorzy, całkowicie wystarcza. Reakcja organizmu na niską temperaturę też jest sprawą indywidualną. Mnie prawie zawsze wystarcza strój startowy, tzw. guma. Chociaż kilkakrotnie przy temperaturach poniżej minus 20℃ nawet dodatkowa kurtka okazywała się mało wystarczalna. Na tak niskie temperatury warto mieć na sobie 3 warstwy ubrań. No i trzeba pamiętać, by zabrać ze sobą paszport WL” – radzi Andrzej Guziński.

Jacek Tracz większy nacisk kładzie na przygotowanie psychiczne i sprzętowe: „Przede wszystkim trzeba się psychicznie dobrze nastawić, że przebiegnie się cały dystans, kwestia tylko czasu, w jakim się to zrobi. Nie myśleć, że będzie ciężko i trudno, bo to tylko osłabia w czasie biegu… Druga sprawa to mieć dobrze przygotowany sprzęt, czyli narty dobrze dobrane i w miarę możliwości dobrze nasmarowane. Jeśli ktoś startuje na nartach z łuską, to przy 50 czy 70 km to już jest walka. Nie ma co oszczędzać na smarach. Jeśli ktoś potrafi sam sobie przygotować narty, niech smaruje sam, ale jeśli ktoś nie ma doświadczenia, to lepiej jednak zdać się na specjalistów. To wszystko zwraca się później na trasie. Jeśli chodzi o nawadnianie, to oczywiście kwestia indywidualna. Według mnie jest tyle punktów żywieniowych co 10 km, że nie widzę potrzeby dźwigania z sobą bukłaków czy butelek z wodą, bo tylko niepotrzebne obciążenie. Za to zawsze mam w kieszeni rodzynki. I ostatnia rada: biec swoim tempem. Jeśli ktoś jest szybszy, nie znaczy to wcale, że mam go na siłę gonić. Każdy ma swoje tempo. Jeśli pobiegnę za mocno, mogę wszystko stracić”.

Wypowiedzi Jacka Jaśkowiaka pochodzą z rozmowy, którą przeprowadziłam z nim w 2016 r. podczas przygotowywania artykułu o biegówkowych maratonach do miesięcznika „Bieganie”.

 

Łucja Łukaszczyk

Łucja Łukaszczyk

Dziennikarka, copywriterka i PR-owiec. Nie wyobraża sobie zimy bez biegówek i wędrówek na nartach backcountry. Od 2013 roku popularyzuje te zimowe aktywności w mediach podróżniczych i sportowych, a na nieistniejącej już stronie www.biegowkipodtatrami.pl opisywała trasy po polskiej i słowackiej stronie Tatr.

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

nabiegowkach.pl