Vexa Rossignol Swenor Marwe Ski Way SPINE SkiGo

Eero Mäntyranta: Fiński gen(iusz) zadziwił świat

opublikowano: 05 stycznia 2014 autor: Michał Chmielewski
Dominator lat 60-tych. Przez niecałą dekadę zgromadził siedem medali olimpijskich i pięć krążków mistrzostw świata. Jak potoczyłyby się jego losy gdyby nie jeden mały szczegół?
Ikony Narciarstwa BiegowegoArtykuł opublikowany w cyklu nabiegowkach.pl - Ikony Narciarstwa Biegowego

Dzisiejsza Finlandia to kraj uznawany za nowoczesny, stosunkowo bogaty i raczej bezpieczny. Kiedy przyszły dominator biegów narciarskich był małym chłopcem, było to państwo biedne, niezorganizowane i przeżarte drugą wojną światową. Urodzony 20 listopada 1937 roku Eero na nartach zaczął się poruszać raczej w wyniku potrzeby, a nie na skutek realizowania pasji czy przyjemności. Powodem ich ubierania było zamarznięte jezioro, a po drugiej jego stronie szkoła, do której uczęszczał. Jedynym rozsądnym, a przy okazji najszybszym rozwiązaniem było ślizganie się na dwóch deskach.

Eero Mäntyranta 11-vuotiaana To ślizganie z czasem przerodziło się w pasję. Narciarstwo miało być alternatywą dla środowiska uciekającego na północ przed prawem. Mäntyranta tak zatracił się w tym uciekaniu, że dobiegł na swoich nartach do absolutnego szczytu marzeń. Na trasie życia zdążył zebrać trzy olimpijskie i dwa mistrzowskie złota. Odwiedził Squaw Valley, gdzie debiutował na Igrzyskach, Innsbruck, w którym nadano mu bardzo ciekawy przydomek, a także polskie Zakopane. Tak, tak – spod Tatr też wyjechał obładowany metalami na sznurku. Złotem i srebrem. Ciekawa osobowość i wybitny sportowiec, którego Finlandia traktuje jak narodowego bohatera.

Zwycięstwo zapisane w genach

Przez całą swoją zawodniczą karierę Eero nie trenował dużo inaczej, aniżeli pozostali koledzy z kadry. Metody szkoleniowe zbliżone były też do tych, które stosowano w innych liczących się w stawce kadrach. Czy kluczem był talent? A może... niewidzialna pomoc? Jedno i – ku zdziwieniu wszystkich – drugie. Po latach od swoich wspaniałych osiągnięć odkryto u Fina niezwykle rzadką u człowieka osobliwość. Urodził się on bowiem z genetyczną mutacją, której skutkiem było produkowanie przez jego organizm nawet 50% więcej czerwonych krwinek. Rolą erytrocytów jest m.in. transport tlenu z płuc do wszystkich tkanek ciała. Gdy jest ich więcej, tlen przenosi się szybciej i skuteczniej. Dzięki temu mięśnie sportowca mogły pracować intensywniej i przez dłuższy czas. To, czego tak bardzo potrzebują sportowcy bloku wytrzymałościowego Mäntyrancie zapewniała natura.

Proces, który zachodził w ciele wybitnego biegacza EeroMantyranta szczegółowo wyjaśniła Christie Aschwanden na łamach magazynu New Scientist. Jak tłumaczy, większa ilość erytrocytów wzięła się z mutacji genu odpowiedzialnego za produkcję receptora erytropoetyny (EPO). Zazwyczaj nerki wypuszczają erytropetynę, gdy poziom tlenu w tkankach spada. Tak dzieje się np. na dużych wysokościach, gdzie powietrze zawiera mniej tlenu od tego, którym oddychamy na nizinach. Wyprodukowane wówczas EPO nakazuje organizmowi produkcję nowych krwinek, które podniosą poziom tlenu do normy. Kiedy sytuacja się ustabilizuje, receptor powinien zamknąć produkcję erytropoetyny. To właśnie nie działało u Eero, dlatego w jego krwi ciągle pływało mnóstwo erytrocytów. Niestety dla czystości sportu EPO można sztucznie wprowadzić do organizmu zawodnika. Jej poziom jest monitorowany przy kontrolach antydopingowych, o czym podczas Igrzysk w Vancouver doskonale przekonała się Kornelia Marek.

Dekada marzeń

Kto pamięta ten wie, kto nie pamięta niechaj czyta: lata 60. to w biegach narciarskich hegemonia Eero Mäntyranty. Każdy ma swoich bohaterów, to jasne. Dziś na topie jest Bjoergen, Kowalczyk, Northug... wtedy gazety pisały o nieziemsko szybkim Finie.

Na międzynarodowej arenie urodzony w Turtoli biegacz zadebiutował w 1960 roku. Do Squaw Valley pojechał głównie jako uzupełnienie fenomenalnego składu ówczesnej sztafety, choć i w indywidualnym starcie na 15 kilometrów otarł się o podium. Wspólnie z Väinö Huhtalą, Veikko Hakulinenem i Toimim Alatalą o zaledwie 0,8 sek. pokonali ekipę Norwegów. To był fenomenalny początek wielkiej kariery, którą już wtedy 23-latkowi wywróżono. Dwa lata później o sile zmutowanych genów przekonało się kilkadziesiąt tysięcy widzów, którzy bacznie śledzili rywalizację na 30 kilometrów u stóp Giewontu. Zakopane było jego. Eero nad drugim Szwedem Janne Stefanssonem miał dziesięć sekund przewagi. W sztafecie, z którą wywalczył srebro, nie był już tylko uzupełnieniem. Był głównym motorem napędowym.

Przyciemnij tło

Większość obserwatorów narciarstwa za szczyt formy Mäntyranty uznaje zawody w Tyrolu. Podczas pierwszych Igrzysk w Innsbrucku (odbywały się tam dwukrotnie – w 1964 i 1976) na trasach biegowych w Seefeld działy się rzeczy niemożliwe. Wśród kobiet żadnych szans nie dawała rywalkom Klawdia Bojarskich. Reprezentantka Związku Radzieckiego w trzech wyścigach zdobyła komplet złotych krążków. Wśród mężczyzn o podobne cele walczył zawodnik Pellon Ponsi. Skopiowanie dokonań koleżanki nie udało się, ale dorobku dwóch złotych i srebrnego medalu porażką nazwać nie można. To był jego czas, jego trasy i jego forma. Na piętnastokilometrowej trasie nad drugim Grønningenem miał – uwaga! - 40 sekund przewagi. To był nokaut na miarę mistrza. Jeszcze przed zakończeniem austriackich zmagań Mäntyrancie nadano przydomek „Mr. Seefeld".

Dwa lata później prawo organizacji światowego oslo3 czempionatu dostało norweskie Oslo. Gospodarze za wszelką cenę pragnęli utrzymać wszystkie medale w kraju. O ile kobiety na dziewięć krążków zagarnęły zaledwie jeden, o tyle mężczyźni do końca toczyli wyrównany bój z Finami. Ostatecznie było 5:5, a trzy z nich padły łupem bohatera sprzed dwóch lat. Eero obronił złoto na 30 km z Zakopanego, pomógł drużynie w zdobyciu srebra, a brąz zawieszono mu na szyi po rywalizacji na królewskiej pięćdziesiątce. To był jego pierwszy i jedyny medal na najdłuższym męskim dystansie. Pełen nadziei i oczekiwań pojechał do Francji. W malowniczo położonym Grenoble pierwszy raz w karierze nie stanął na najwyższym stopniu podium międzynarodowej imprezy rangi mistrzowskiej. Czy olimpijskie występy się nie udały? Wręcz przeciwnie – dwa brązy i srebro wciąż stawiały go wśród największych gwiazd czterolecia. Na 15 kilometrów Fin poznał smak słodkiej zemsty. Zdemolowany w Innsbrucku Norweg Grønningen o kilka sekund wyprzedził mieszkańca Pello. Trzy dni wcześniej wyraźnie uległ dwóm rywalom na „trzydziestkę". Czy to właśnie zmęczyło bohatera Suomi? Raczej nie – na koniec Igrzysk jako senior reprezentacji poprowadził zespół do kolejnego z rzędu podium. Po zaciętej walce ekipie z kraju tysiąca jezior udało się obronić trzecią lokatę.

Na mistrzostwa do Szczyrbskiego Jeziora Mäntyranta nie przyjechał. Coraz rzadziej pojawiał się na starcie wyścigów, ale ostatecznie znalazł się w reprezentacji na Sapporo. Tam wspaniała passa się skończyła.

Zdecydowały geny czy strzykawki?

Kim byłby dziś Eero Mäntyranta, jeśli jego sukcesów nie wspomogłaby natura? Być może tylko średniej klasy zawodnikiem, którego dziś nikt by nie wspomniał. Być może w wyniku braku sukcesów Fin w ogóle dałby sobie spokój z bieganiem? O ile z powodu niezwykłej mutacji napisano kilkanaście prac naukowych, o tyle druga z „anegdotek" chluby mu nie przynosi. Chodzi o doping.

Siedmiokrotny medalista olimpijski na swój sposób przeszedł do historii. Został on bowiem pierwszym fińskim dopingowiczem. W styczniu 1972 roku przyłapano go na stosowaniu amfetaminy. Eero postanowił położyć na szali swoje wszystkie sukcesy, by uzyskać kwalifikację olimpijską. Występek z Vuokatti zamieciono pod dywan. Na wyspie Hokkaido był już cieniem mistrza sprzed czterech lat. Kiedy po kilku miesiącach sprawa wyszła na jaw, oskarżony wyparł się i – jak opisują to fińskie archiwa – stwierdził, że być może podał mu ją ktoś z zewnątrz. Po latach wyznał, że regularnie przyjmował nieuwzględniane wówczas w spisie środków hormony.

statuetka Jako, że o zmarłych mówić należy tylko dobrze lub w ogóle, nie będę dokonywać oceny postępowania Eero Mäntyranty. Czasy były inne, sport był inny i życie było inne. Miliony kibiców uznawały Fina za ikonę tamtejszej ery narciarstwa. I chyba tak należy tę postać zapamiętać. Z siedmioma krążkami olimpijskimi i pięcioma medalami mistrzostw globu jak najbardziej zasługuje on na miano ikony narciarstwa biegowego.

zaktualizowano niedziela, 05 stycznia 2014 17:05
Oceń artykuł
(4 głosów)
Michał Chmielewski

Michał Chmielewski

Dziennikarz sportowy specjalizujący się w narciarstwie klasycznym. Niestety nie udało mu się być najlepszym na polu sportowym - wiele lat spędzonych przy skoku o tyczce nie przyniosło upragnionego medalu Mistrzostw Polski. Wieloletni narciarz i zjazdowiec nawrócony na biegówki. Współtwórca cyklu "Polska biega na biegówkach" w Gazecie Wyborczej. Ze spikerskim i radiowym doświadczeniem stara się nieść najlepsze informacje i opinie.

Komentarze (0)
↑ pomniejsz okienko | ↓ powiększ okienko

busy

Społeczność na biegówkach

  • artykuły użytkowników

lubią nas