Vexa Rossignol Swenor Marwe Ski Way SPINE SkiGo

Józef Łuszczek: Życie pełne kontrastów

opublikowano: 14 lipca 2013 autor: Alicja Rolska
W latach 70. jeden z najlepszych zawodników na świecie, obecnie żyje z głodowej renty. Utalentowany biegacz o niespotykanej wydolności, który równie szybko wzniósł się na szczyt kariery, jak z niego spadł. Pierwszy polski Mistrz Świata i jak dotąd jedyny w męskim narciarstwie biegowym.
Ikony Narciarstwa BiegowegoArtykuł opublikowany w cyklu nabiegowkach.pl - Ikony Narciarstwa Biegowego

Urodzony na Podhalu 20 maja 1955 Józef Łuszczek marzył o zostaniu skoczkiem narciarskim. Pierwsze narty zrobił mu dziadek stolarz z jesionu i mały Józek skakał na nich z górki wyobrażając sobie, że jest Helmutem Recknagelem, mistrzem olimpijskim w skokach.

Do Startu Zakopane w gumiakach i góralskich skarpetach

Po przeprowadzce do Zakopanego trzynastoletni Łuszczek trafił do klubu Antoniego Marmola, który trenował młodych biegaczy narciarskich. Na pierwsze zgrupowanie nie miał sprzętu i sportowego ubrania, mama zrobiła mu więc na drutach wysokie skarpetki i rękawiczki z owczej wełny. Łuszczek był początkujący, a rówieśnicy już zaawansowani w treningach. Żeby nie odstawać od reszty, sam ćwiczył wieczorami na pożyczonych nartach, które przywiązywał do gumiaków, bo własnych butów biegowych nie miał.

jozef-luszczek-klasykiem Góralska zawziętość i duża wytrzymałość sprawiła, że szybko dogonił klubowych kolegów, a na pierwszych juniorskich zawodach wygrał z wszystkimi. Trener Marmol szybko zorientował się, że ma w zespole nieoszlifowany diament, nad którym warto popracować. Wspomina, że jego podopieczni stosowali bardzo wszechstronny trening: bieganie, pływanie, kolarstwo, gry zespołowe. Ponadto chłopcy ciężko pracowali fizycznie w domu, także młody Józek pomagał w gospodarstwie, rąbał drewno, kosił łąkę - to wszystko sprawiło, że chłopak dysponował wielką siłą.

W dresie z orzełkiem

W 1974 roku, po zwycięstwie w Mistrzostwach Polski juniorów, dziewiętnastoletni biegacz zostaje powołany przez trenera Edwarda Budnego do kadry narodowej. Dostaje dres z napisem Polska i chowa go na noc pod poduszką jak największy skarb. I śni o spełnieniu kolejnego marzenia - o zostaniu Mistrzem Polski seniorów.

Edward Budny i Józef Łuszczek Rozpoczyna się ciężka praca, trener Budny szybko dostrzega niesamowite predyspozycje podopiecznego i zwiększa jego obciążenia treningowe. Po latach wspomina: "wielogodzinne treningi na przyrządach i gumach żeby wyrobić siłę, wielokilometrowe biegi na nartach i nartorolkach żeby wzmocnić wytrzymałość - żaden ówczesny zawodnik nie był w stanie temu podołać". Żaden, poza Józefem Łuszczkiem.

Już w 1977 roku zakopiańczyk nie ma sobie równych w kraju. Wraz z liczbą pokonanych w pocie i bólu kilometrów rośnie kolekcja medali. Od 1977 do 1988 roku Łuszczek 36 razy staje na najwyższym podium Mistrzostw Polski na wszystkich dystansach.

176 cm, 69 kg i 86 VO2 max

Optymalna waga startowa Józefa Łuszczka to według Edwarda Budnego 69 kg. I trener pilnował diety, by jego najlepszy zawodnik był w najlepszej formie. A kondycja biegacza była niespotykana. Oprócz siły i wielkiej wytrzymałości, Łuszczek wyróżniał się fenomenalną w skali świata wydolnością tlenową. VO2 max o wartości 86 ml/kg stawia go w szeregu najbardziej wydolnych sportowców, takich jak Bjorn Daehlie, czy Veikko Hakulinen.

Łuszczek w ramach treningu potrafił przebiec 80 km po Tatrach, wbiegał z Zakopanego na Rysy, ścigał się z kolejką wjeżdżającą na Gubałówkę. Niezwykła wydolność, wytrzymałość i siła biegacza stały się jego największymi atutami.

Złoty bieg w Lahti

Po sukcesach w kraju, przyszedł czas występów zagranicznych. Mimo bardzo wysokiej formy, Łuszczek łamie nogę na zgrupowaniu w Szklarskiej Porębie i nie zostaje powołany do reprezentacji Polski na Igrzyska Olimpijskie w 1976 roku. W Innsbrucku największym osiągnieciem Polaków jest szóste miejsce hokeistów. Paradoksalnie cztery lata później w Laked Placid piąta lokata Łuszczka okaże się porażką.

W 1977 roku na Spartakiadzie Armii Zaprzyjaźnionych w Czechosłowacji Józef Łuszczek zdobywa srebro w biegu na 15 km i brąz w sztafecie 4x10 km. Wygrywa tam z dwoma mistrzami olimpijskimi sprzed roku - Siergiejem Sawilijewem i Nikołajem Bażukowem, potwierdzając że miał szansę na medale w Innsbrucku.

Rok później, na Mistrzostwa Świata w Finlandii trener Edward Budny wystawia jednego zawodnika, w którym pokłada największe nadzieje. Wcześniejsze starty w nieoficjalnych zawodach Pucharu Świata, na których Łuszczek stawał na podium, dawały szansę na dobry występ w Lahti, choć o medalach nikt głośno nie mówił.

luszczek-za-mlodu 20 lutego 1978 roku Józef Łuszczek zadebiutował w Mistrzostwach Świata w narciarstwie klasycznym stając na starcie biegu na 30 km z numerem 62. Czas 1:33:52,21 wystarczył do zdobycia brązowego medalu. Łuszczek był o 4 sekundy gorszy niż Nikołaj Zimiatow i o prawie minutę słabszy od zwycięzcy Siergieja Sawieljewa.

Dwa dni później Łuszczek włożył zakrwawione po pierwszym biegu buty, wziął parę żółtych Kneissli i z numerem 73 ruszył na piętnastokilometrową trasę. Doskonale pamięta każdy fragment tego biegu: "Długi czas prowadził Rosjanin Bieliajew, drugi był Juha Mieto. Ja biegłem w czwartej grupie i byłem tak cały czas drugi lub trzeci. Nie było wtedy chipów, jeden stoper ręczny był, kije się wbijało i plus minus do sekundy liczyli. Na ostatnich 1500 metrach mi mówią, że mam szansę nawet to wygrać, więc dostałem szwungu na podbiegu. Biegłem tak, aż mi się nogi gięły, po prostu sprintem i wcale nie byłem zmęczony" .

Wyprzedzenie Rosjanina o 2,25 sekundy było na wagę złota. Z czasem 49:09,37 Józef Łuszczek przeszedł do historii polskiego narciarstwa biegowego zdobywając pierwszy złoty medal mistrzostw świata.

Przyciemnij tło

Trzeci start w Lahti na 50 km nie był już tak szczęśliwy. Mistrz był zmęczony i przeziębiony, narty źle posmarowane, ale nie chciał zawieść kibiców w kraju, dla których wykupiono transmisję z zawodów. Bieg skończył z siódmą lokatą. Wracał jednak do Polski jako bohater z dwoma medalami, w tym złotym! Oraz z pucharem wręczonym przez prezydenta Finlandii Urho Kekkonena dla najlepszego zawodnika mistrzostw.

Józef Łuszczek pokazuje medale z Mistrzostw Świata Złoty medalista zwyciężył również w prestiżowym plebiscycie Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca 1978 roku wyprzedzając wiele sław: Wojciecha Fibaka, Bronisława Malinowskiego, czy Sobiesława Zasadę. Polacy pokochali górala na biegówkach, okrzykniętego w Szwecji "królem nart".

Z dnia na dzień dwudziestotrzyletni zawodnik stał się obiektem intensywnego zainteresowania dziennikarzy, działaczy sportowych, niestety także rozrywkowych kolegów. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że woda sodowa uderzyła do głowy skromnemu dotąd młodzieńcowi, który wraz z medalami mistrzostw świata zdobył ogromną popularność.

Zawiedzione nadzieje na Igrzyskach Olimpijskich

Lake Placid 1980. Łuszczek jest faworytem do medali i zostaje chorążym polskiej ekipy. W biegu na 30 km zajmuje piąte miejsce, a na 15 km szóste. Brak medalu tłumaczy koniecznością biegania po sztucznym śniegu i nietrafionym smarowaniem nart w takich nietypowych warunkach. Trener Edward Budny twierdzi jednak, że zaważył brak wiary w zwycięstwo i błędy strategiczne: "Na 15 km Józek prowadził przez większość dystansu, ale narzucił tak wysokie tempo, że skończył jako szósty".

Oprócz osobistej porażki, reprezentant Polski sprawił zawód również decydentom w kraju. Odbywający się w tym czasie VIII Zjazd Komitetu Centralnego PZPR miał przygotowane łącza z Lake Placid, bo planowano towarzyszowi Gierkowi zameldować wykonanie zadania i zdobycie medalu. Dla władzy 5. i 6. miejsce było niczym.

Szybki skok na szczyt i długi spadek na dno

Mistrzostwa Świata w Oslo 1982 były zaskoczeniem dla biegacza wprawnego w technice klasycznej, ponieważ większość zawodników z czołówki pobiegła nową techniką łyżwową. 15. i 19. miejsce było ogromną porażką. Dwa lata później, na igrzyskach w Sarajewie było jeszcze gorzej, 27. i 36. lokata w zawodach rozgrywanych techniką klasyczną oraz 41. miejsce na 30 km stylem dowolnym spowodowały psychiczne załamanie.

Choć Łuszczek wciąż wygrywał wszystko w Polsce, na świecie przestał się liczyć. "W Polsce byłem najlepszy przez wiele lat niezależnie od tego ile i jak trenowałem" - wspomina Mistrz i dodaje - "nie miałem jednak już psychicznej wytrzymałości do ciężkiego treningu. Przez dwa, trzy lata moim życiem byli koledzy, alkohol, zabawa. To był koniec dobrego biegania."

W 1987 roku Łuszczek "wrócił" do regularnych treningów pod opieką Edwarda Budnego. Jednak nie zgłoszono go do Mistrzostw Świata w Obersdorfie, podczas których rozdzielono techniki biegania, więc zakopiańczyk miałby znowu szansę startując stylem klasycznym. Zwrócono się więc o specjalną zgodę na wyjazd do ówczesnego ministra sportu i ten zapytał jakie są szanse zawodnika. Trener Budny przewidywał, że jego podopieczny będzie w pierwszej szóstce, ale minister odświadczył, że Polskę interesują wyłącznie medale. Józef Łuszczek odpowiedział na to: "panie ministrze, gdyby medale były przydzielane przed startem, to na zawody jeździliby tylko ci zawodnicy, a nie wszyscy, którzy mogą cokolwiek osiągnąć" i na mistrzostwa nie pojechał.

Głód na Biegu Wazów

Choć Mistrzostwa Świata oglądał w telewizji, kilka tygodni później udało się Łuszczkowi wyjechać do Szwecji, żeby wziąć udział w największym masowym biegu narciarskim na dystansie 90 km. "Przez 54 km prowadziłem i myślałem że to wygram, jednak po drodze nie dostawałem żadnych odżywek, napojów. Mogłem liczyć tylko na trenera, który jechał autem, ale co dojechał do punktu na trasie, to ja już byłem z przodu. W końcu taka głodówka mnie wzięła, że spadłem na 23 miejsce" - opowiada. Kolejna porażka? Dla Łuszczka pewnie tak, ale to wciąż nasz najlepszy wynik, bo do dzisiaj nikt z Polaków nie uplasował się w Biegu Wazów wyżej.

Ostatni złoty krążek dla pierwszego trenera

Mistrzostwa Polski w 1988 roku miały być dla 33-letniego Łuszczka pożegnaniem z nartami. Zdobył w ich trakcie trzy złote medale. Ostatni, za zwycięstwo na dystansie 50 km, dedykował i podarował Antoniemu Marmolowi, trenerowi, który 20 lat wcześniej nauczył go biegać na nartach.

Skończyło się bieganie, treningi i pieniądze. Józef Łuszczek ciężko trenując, nie miał czasu na naukę, uczył się w szkole zawodowej na elektryka, ale w zawodzie nie pracował nigdy. Z dnia na dzień z gwiazdy sportu stał się biedakiem, który, jak sam opowiada, nieraz przymierał głodem.

Łuszczek prezentuje technikę biegu podczas zimowego obozu nabiegowkach.pl w 2013 roku. Jak przyznaje Mistrz, stracił wiele zdrowia trenując ponad siły. Ma problemy z kręgosłupem, odmrożone stopy, zniszczone stawy. Po przebiegnięciu 150 tysięcy km jest osobą niepełnosprawną, utrzymującą się z niewielkiej renty.

Życie osobiste biegacza było pełne wzlotów i upadków, tak jak jego kariera. Ma dorosłego syna Artura z pierwszego małżeństwa, córkę Paulinę, która poszła w jego ślady i reprezentuje Polskę w biegach narciarskich oraz dwóch nieletnich synów, których wychowuje wraz z żoną mieszkając w Zakopanem.

Na postkaniu z uczestnikami ziomowego obozu nabiegowkach.pl w 2013 roku Jednak Józef Łuszczek nie zapomniał o nartach. Chętnie spotyka się z młodzieżą, z amatorami biegówek, przyjeżdża na biegi masowe i barwnie opowiada o swojej karierze. Słuchacze są zawsze zafascynowani charyzmą biegacza, który z ogromnym poczuciem humoru sypie anegdotami ze swojego życia. Można wtedy usłyszeć o tym, jak mógł zostać trenerem kadry Turcji, ale zażądał haremu, historię o wygranych w Szwecji kuponach na cały rok do McDonald's (którego w Polsce nie było jeszcze) albo opowieść o zawodach, na których z kolegą udawali czteroosobową sztafetę zmieniając na kolejnych okrążeniach czapki dla niepoznaki.

Gdy nasz Mistrz Świata wraca wspomnieniami do czasów rozkwitu swojej kariery, widać w jego oku błysk radości i dumy z powodu tego co osiągnął - "dla Polski" - jak zawsze powtarza.

zaktualizowano sobota, 21 marca 2015 18:40
Oceń artykuł
(11 głosów)
Komentarze (0)
↑ pomniejsz okienko | ↓ powiększ okienko

busy

Społeczność na biegówkach

  • artykuły użytkowników

lubią nas