Vexa Rossignol Swenor Marwe Ski Way SPINE SkiGo

Pan Julian, czyli nieostatni zajazd na Jakuszycach w III księgach z inwokacją i epilogiem

opublikowano: 05 marca 2019 autor: Edward Marszałek

Na trasie 43. Biegu Piastów na dystansie 50 km

Na trasie 43. Biegu Piastów na dystansie 50 km
Poemat epicki Edwarda Marszałka o największej polskiej narciarskiej imprezie - Biegu Piastów - rozbawi do łez nie tylko miłośników poezji, ale każdego uczestnika i kibica tego wielkiego wydarzenia, stworzonego przez laty przez Juliana Gozdowskiego. W rymowanej opowieści każdy narciarz odnajdzie nie tylko własne przeżycia z piastowskiego biegu, ale pozna m.in. historię polskiego narciarstwa. Autor jest leśnikiem, dlatego w jego poemacie napotkasz też wiele odniesień do udziału tej grupy biegaczy w Biegu Piastów. Poemat został odczytany publicznie po raz pierwszy w niedzielę 3 marca 2019 roku w obecności Komandora Juliana Gozdowskiego podczas dekoracji najszybszych leśników.

Inwokacja

Polano Jakuszycka, co się w słońcu mienisz,
Jako brylanty i złoto, ten tylko doceni
Urok twój, co w łożu nie zalega,
Lecz staje do biegu w piastowskich szeregach!
Dziś wielkość twą w całej ozdobie
Widzę, patrząc na tych, co chcieli pobiec
I porzuciwszy pielesz domową, żony łono,
Przywieźli tu swe ciało i duszę stęsknioną,
Co cały rok cierpiała o wodzie i chlebie
By się wreszcie nacieszyć jakuszyckim biegiem.

Księga I - Historya

Już Bieg Piastów czas zacząć, Julian Pierwszy sędzia
Młodzież narciarską karci, w sektory zapędza
Lecz, zanim znak do startu biegaczom dać raczy,
Przypomina o historii, o tym co bieg znaczy
Dla pokoleń młodzieży, by mogła to pojąć
I w nart używaniu widzieć przyszłość swoją.
Na start! - komandor woła, biegacze na tory!
Nie było tu takiego biegu do tej pory,
I gdy napięcie rośnie niby fura gnoju,
Walki żądne bractwo nie zazna spokoju,
Nie ułoży się krwi pulsacja ani w żyłach tętno,
Bo krew piastowska nie woda, budzi się namiętność
Uśpiona od czasów, gdy Piastowie, swe życie
Wiedli pośród lasów, tajemnie i skrycie.
A w zimie klepki od beczułek troczyli na stopy
I ścigali się po lasach, aż przyszły roztopy,
Co uciechom onym kres kładły na długie
Miesiące, kiedy Piast za pługiem
się uganiał lub walczył z wrogami...
Tak narty w zapomnienie poszły pod strzechami...
Najmocniej ta tradycja zanikła w narodzie,
Gdy się w karocach rozkochał Piast Kołodziej,
I komunikację wszelką na koła przerzucił,
Czym naród do nart zniechęcił i zasmucił.
I dopiero wiek temu Stanisław Barabasz,
Stwierdziwszy, że deska na nogi się nada,
Przytroczył do jednego buta jesionową,
Do drugiego zaś przypiął dranicę dębową
I w Niskim Beskidzie, z niewielkiego stoku,
Zjazd wykonał pierwszy od wieków. Ze łzą w oku
Naonczas mówiono po dworach i chatach,
By do Piastów tradycji powrócić po latach.
I wreszcie się w Izerach nowy Piast objawił -
Prorok Julian Pierwszy - on to sprawił,
Że piastowe plemię na powrót przywdziało
Deski śnieżne na nogi – tak się zaczynało.
Od tamtego zdarzenia w Jakuszyckiej Polanie
Nazwę dano Bieg Piastów onemu spotkaniu
Piastowego plemienia pod wodza Juliana.
Co roku tu brać leśna staje rozbiegana
I jej żadne nie zrażą troski ni kłopoty,
Ni rodzina, dziedzina, ni nadmiar roboty,
Nie zniechęci jej mową, pałką ani cepem,
Do dawania dowodu wigoru i krzepy,
Co się tylko pokazać daje w takim biegu,
Nie po tartanie czy trawie, lecz po śniegu.

Księga II – Bitwa

Aliści biegacze nie chcą słuchać teraz,
Odliczają głośno od dziesięciu do zera
I ruszają! Tysiąc głów, a nóg ze dwa razy więcej,
Tyleż oczu i uszu, a rąk pięć tysięcy,
Uderzyło kijami w białą taflę śniegu
I rytm krokami nadając, ruszyło do biegu...
Jako ten wąż boa, długi, cętkowany, kręty,
co pysk gadzi wysuwa z biegaczów zawziętych
złożony, i rzuca się, i sunie swoje cielsko długie.
Jedni jeszcze przy stacji, a pierwsi już pługiem
Wchodzą w wiraże pokrętne jako złodziej -
Outsiderzy na końcu, mistrzowie na przodzie.
Gąszcz okrutny i tumult podniósł się nie lada,
Jeden mknie niby strzała, inny sunie w lansadach,
I krzyczy do tego, co przed nim na torze:
„Racz mi Panie ustąpić, ten lepszy, kto może
Wyprzedzić"....
Jak okiem sięgnąć biegaczy bez liku,
Leśników, prawników i pograniczników.
Całe roje się wiją, jako niedźwiedź kudłaty.
Kolebią się biodra panien, rozwódek, mężatek.
Za nimi zaś gna cała kawalerów zgraja,
Co parą buchają jako nozdrza buhaja.
Gdy łyżwą się wspinają pod Gozdowskie Skały,
Które takiej gonitwy jeszcze nie widziały.
Wnet schronisko Orle błyska pośród boru,
Tu jadło i napitek jest dla głodomorów.
Ale nie wszyscy stają, żeby się posilić,
Czy oddech zrównać z tętnem i nie tracąc chwili
Mkną ku „samolotowi" lesistym upłazem
Dysząc ciężko, sapiąc, smarkając zarazem.
Świst z płuc słychać niby z wydechowej rury,
Już dukt górny za chwilę, potem tylko z góry
Zjechać Cichą Równią i pomknąć do mety,
Gdzie kibice rozgrzani i czekają fety.

Księga III - Biesiada

Gdy medale na piersiach wypiętych dyndają,
Już czas na ceremonię, miejsce trzeba zająć,
Gdzie stary żubr otwarty czeka na polanie
Maliszewskiego. Tak skończył się taniec
co mu dwie nitki toru rytm wyznacza,
czas teraz na toasty, za zdrowie biegaczy!
Tedy za wielki bieg, za leśne spotkanie,
Piją leśni narciarze na leśnej polanie.
Wita ich Jerzy Majdan, wołając Darz Bór!
I Zyta Bałazy – dobry duch tych gór,
Jako ów Karkonosz, co nie rzepę liczy,
A radość daje przybyłym tu licznie leśniczym,
Palcami przebierając zręcznie po klawiszach
Inicjuje śpiew chóralny rwący lasu ciszę.
A Basia Pasiek matczyną swą troską otacza,
Rozpasieczone bractwo - niech z kursu nie zbacza.
W namiocie zaś gości znamienitych fura:
Dyrektor lasów, burmistrz i biskup purpurat,
Julian komandor, leśny Marszałek, Roman Polko generał
I gajowy z Pomorza – wszyscy równi teraz.
Na ich szyjach medale, w rękach puchary i za zdrowie
piją: leśnik, drwal, żołnierz i urządzeniowiec.
Wiwat Bieg, Wiwat Julian, wiwat wszystkie stany!
Za zdrowie leśników! Za bieg! Za spotkanie!

Epilog

Słońce już gasło, wieczór wstawał mroźny, cichy,
W leśnym namiocie opróżnione kielichy
Leżały puste, leżało też kilku narciarzy.
Powoli żółkniał, czerwieniał i szarzał,
Ponad Cichej Równi i Szrenicy szczytami
Okrąg niebios znaczony świerków sztyletami,
Co kłuły księżyc po oczach, aż ten spuścił głowę,
Słychać żurawi klangor gdzieś nad Harrahovem,
Co wiosnę zwiastują i koniec narciarskiej uciechy.
Znów narty przyjdzie nam złożyć pod strzechy,
Lecz daj nam Panie wrócić na Jakuszyc łono,
Z dobrym wspomnieniem, z duszą utęsknioną,
Do tych pagórków leśnych, do duktów zielonych,
Odłogiem na czas lata tu pozostawionych.
I choć łza ciśnie się w oko, a serce krwią broczy
Jako dzik szarpany psiarnią, co obskoczy
Go niby zgraja namolnej szarańczy.
Niby feta dziś, a smutek jakiś, nikt nie tańczy,
Głos łamie się w krtani, drga powieka,
Wiadomo - lato jakoś musimy przeczekać.

 

O autorze

Edward Marszałek

Autor jest rzecznikiem Redgionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Biega na nartach i bierze udział w zawodach Biegu Piastów. W 2019 roku rywalizował na dystansach 30 km techniką dowolną i 25 km techniką klasyczną. Na poniższym zdjęciu autor w trakcie historycznego odczytania poematu w obecności Juliana Gozdowskiego.

zaktualizowano wtorek, 05 marca 2019 09:19
Oceń artykuł
(0 głosów)
Komentarze (0)
↑ pomniejsz okienko | ↓ powiększ okienko

busy

Społeczność na biegówkach

  • na tablicy

  • na forum

  • artykuły użytkowników

Więcej

lubią nas