Urodzona w Magadanie Rosjanka przeżyła cudowną karierę. Z pięcioma Pucharami Świata i aż czternastoma mistrzostwami globu uznawana jest za jedną z najlepszych biegaczek w historii. Czy słusznie? Krytycy zarzucają jej brak jednego, najważniejszego trofeum: indywidualnego złota olimpijskiego.
Jelena Walerjewna Trubicyna-Välbe w dniu zapłonięcia znicza olimpijskiego w Soczi będzie sobie liczyć dokładnie 16729 dni, co daje prawie 46 lat. W niespełna pół wieku zdążyła osiągnąć niemalże wszystko, co było do osiągnięcia. Czy rzeczywiście to „niemalże” powoduje, iż można zarzucić jej brak sportowego spełnienia?
Pisząc o tak wybitnej postaci, jaką jest Rosjanka, nie jest łatwo w miarę solidnie opisać wszystkich jej pucharów i medali. Czasami sportowcowi wystarczy jeden pojedynczy wyskok, aby poczuł się on spełnionym i usatysfakcjonowanym. Tak było m.in. w przypadku skoczka narciarskiego Roka Benkovica, który po mistrzostwie globu w 2005 roku odwiesił narty na kołek, czy australijczyka Stevena Bradburego – sensacyjnego zdobywcy złotego medalu w short-tracku w Salt Lake City.
Brakuje półek na puchary
Välbe to zupełnie inny sportowiec – jej historii nie napisały sensacyjne triumfy. Jej legendy nie opowie pojedynczy wynik czy podium. O jej wielkości stanowią liczby: 45 zwycięstw w Pucharach Świata, 5 Kryształowych Kul, 7 olimpijskich medali, z czego trzy złota wywalczone w sztafecie na trzech kolejnych igrzyskach. To nie wszystko – urodzona w Związku Radzieckim zawodniczka aż siedemnaście razy stawała na podium światowego czempionatu, z czego aż czternastokrotnie na najwyższym jego stopniu. Takim sportowcom stawia się pomniki i nazywa ulice, jednak Jelena morderczą pracą postawiła go sobie sama.
Rosjanka od początku wyznaczała sobie najwyższe cele. Välbe należała do tych zawodniczek, które każde miejsce poza podium traktowały jako pewnego rodzaju porażkę. O jej charakterze kibice przekonali się już w debiucie biegaczki, kiedy to na dystansie 5 kilometrów zajęła w Lahti ósmą lokatę. Po rocznej przerwie w występach wróciła do fińskiej miejscowości w sezonie 1988/89, gdzie w pięknym stylu sięgnęła po dwa mistrzostwa świata, dokładając do tego srebro w sztafecie. Niezwykle udany sezon przypieczętowała triumfem w klasyfikacji generalnej. Wtedy się rozkręciła – do sezonu 1997/98 ani razu nie zeszła z podium „generalki”.
W 1992 roku, podczas Igrzysk we francuskim Albertville, Välbe prezentowała znakomitą formę, jednak w każdym biegu brakowało jej błysku, który zapewniłby osobiste złoto. Z alpejskich tras wróciła co prawda jako mistrzyni, jednak tylko do spółki ze sztafetą. Jak się później okazało, pozostałe cztery brązowe krążki były jej pierwszymi i ostatnimi zdobytymi w indywidualnym starcie, co niewątpliwie daje dojść do głosu jej krytykom. W Lillehammer Rosjanki obroniły sukces, co powtórzyły także cztery lata później w Japonii.
Brak worka indywidualnych medali olimpijskich mieszkanka Magadanu powetowała sobie na Mistrzostwach Świata. Począwszy od Lahti 89′ aż do Trondheim 97′, FIS-owskie śnieżynki zawisły na jej szyi aż 17 razy. Tutaj sceptycznie nastawiona część kibiców nie ma już nic do powiedzenia – dwanaście z nich to osiągnięcia sygnowane wyłącznie jej nazwiskiem. Co dwa lata regularnie przywoziła do domu co najmniej trzy medale, a za swój najgorszy start sama uznała rok 1993. W szwedzkim Falun (będącym gospodarzem MŚ także w 2015) tylko dwukrotnie stanęła na podium. Jak to mówią, w naturze nic nie ginie – to, czego nie zdobyła w Szwecji, wygrała w Trondheim. Norweskie miasto jest synonimem jej sukcesów; w trakcie jednego wydarzenia triumfem zakończyła wszystkie biegi, w których zdecydowała się na start. Startowała we wszystkich pięciu, które były zaplanowane… To był niewątpliwie jej czas. Co dziwne, rok później w Nagano Välbe znów dołowała – indywidualnie zdobytych miejsc 5 i 17 nie osłodziło nawet złoto w sztafecie. Po japońskich Igrzyskach Jelena ogłosiła zakończenie swojej bogatej kariery.
Doceniana poza trasami
To bardzo przyjemne, kiedy przedstawiciele władz doceniają sukcesy sportowców. Świadczy to nie tylko o zainteresowaniu z zewnątrz, ale również o uznaniu, jakie udało się zdobyć przez wszystkie lata spędzone na treningach i monotonnych zgrupowaniach.
W 1992 reprezentantka klubu Profsojuzy Magadan otrzymała tytuł Zasłużonego Mistrza Sportu. Była to odnowiona dekoracja – trzy lata wcześniej przyznano jej radziecką wersję tego tytułu. Kolejne gratulacje odebrała już dwa lata później. W 1994 roku były to: Order Zasług dla Ojczyzny III klasy, a także Order Przyjaźni Narodów.
W 1992 roku Valbe – jako pierwsza Rosjanka – uhonorowana została zaszczytnym Medalem Holmenkollen – wyróżnieniem przyznawanym największym narciarzom w historii. Zawodniczka znalazła się tym samym wśród takich gwiazd jak Bjoern Daehlie, Gunde Svan czy Matti Nykkanen.
Na nartach do Soczi
Po zakończeniu kariery, w sercu sportowca rozlega się niesamowita pustka. Często z żalem spogląda się w przeszłość i podejmuje mniej lub bardziej szkodliwe decyzje. Dobrze jest mieć plan, a właśnie taki ułożyła sobie w głowie Jelena. Kiedy opadł kurz po dziesiątkach reporterów, a gardło zostało wyleczone z „powywiadowej” chrypy, biegaczka postanowiła spróbować sił jako doradca gubernatora obwodu moskiewskiego. Wspierała walkę z dopingiem, a także nauczała i dbała o młodych sportowców. Angażowała się również politycznie – jako członek rady politycznej partii „Jedna Rosja” większość swojego czasu spędzała w biurze.
Tak zostało na dłużej – nie ma wątpliwości, że Mistrzyni polubiła nową rolę. W latach 2004-2006 po raz pierwszy objęła ster w Rosyjskiej Federacji Narciarskiej, jednak w sezonie olimpijskim przyjęła ofertę poprowadzenia kadry, którą wprowadziła do włoskiego Turynu.
W 2010 roku Jelena ponownie została wybrana prezesem federacji, a dwa lata później znów mianowano ją menedżerem reprezentacji. Igrzyska w czarnomorskim kurorcie będą dużym sprawdzianem. Nie tylko dla organizatorów, którzy codziennie wkładają w przygotowania ogrom pracy. Nie tylko dla działaczy, polityków czy sportowców. Soczi będzie sprawdzianem samej Jeleny. Tam tak naprawdę okaże się, czy – oprócz sukcesów na nartach – potrafi udźwignąć odpowiedzialność będąc po drugiej stronie barykady.
Doścignąć legendę
To, jak dziś wyglądają kobiece biegi narciarskie jest jasne – starcie dwóch gigantów, do których raz na jakiś czas dołączają inne panie. Sprint łyżwą być może wygra Randall, „trzydziestkę” Johaug, a i tak po kulę sięgnie albo Bjoergen albo Justyna. Właśnie te dwie narciarki zawzięcie walczą o prymat w klasyfikacjach – raz uda się jednej, innym razem ręce w geście zwycięstwa uniesie druga.
Kowalczyk wielokrotnie w wywiadach podkreślała, iż zdobycie pięciu Pucharów Świata jest jednym z jej największych marzeń. Móc równać się na jakiejś płaszczyźnie z Jeleną Välbe, zapisać się na kartach historii… Dla niektórych sportowców wygrać to zbyt mało. Doścignąć, a nawet prześcignąć legendę planowała także Bjoergen, jednak jej cele są zgoła odmienne od zamierzeń Polki. Norweżka co prawda ma już na koncie olimpijskie złota, a medali światowego czempionatu posiada nawet więcej, jednak teraz planuje jak najbardziej wyśrubować ten wynik.
Jelena Välbe to sportowiec niezwykły. O gigantycznej woli walki, o przerażającej wręcz ambicji i o wszystkich niezbędnych cechach, które zadecydowały o przebiegu jej kariery. Można mówić wszystko – że nie ma olimpijskiego złota, że zakończyła karierę nie będac na szczycie… To nie ma żadnego znaczenia. Za kilkadziesiąt lat nikt nie będzie jej z tego rozliczał – obronią ją wyniki.
Już za tydzień w „Ikonach Narciarstwa Biegowego” niepokorny Petter Northug