W tegoroczne ferie po raz pierwszy jadąc na narty zjazdowe postanowiłem zabrać biegówki. Wiedziałem, że jest to dość kontrowersyjna decyzja, bo trudno pogodzić te dwie tak różne dyscypliny, wymagające zupełnie innego przygotowania oraz, co chyba najważniejsze, jak pogodzic je czasowo i kondycyjnie.
Szczególnie martwiłem się o to ostatnie, bo jako w sumie początkujący narciarz biegowy techniką łyżwową, już wiedziałem, że bieganie na nartach pochłania niesamowitą ilość energii, wymaga naprawdę dobrej kondycji i wydolności szczególnie na podbiegach. Kwestia podziału czasu w ciągu dnia okazała się bardzo łatwa do przeprowadzenia, gdyż wyciągi są czynne od 8.30 do 16.30, a jasno było do conajmniej 18.00. Postanowiłem więc, że będę zjeżdżał z góry do około 15.00, przebierał się i wskakiwał w biegówki. Taki był oczywiście plan.
Livigno to małe, ale długie miasteczko leżące we Włoszech w dolinie pomiędzy Passo di Stelvio, a grupą górską Bernina. Ośrodek gwarantuje dobre warunki narciarskie ze względu na śnieg, który leży tutaj bardzo długo. Jest znane ze swej strefy wolnocłowej i z tego, że najłatwiej jest dojechać do niego przez długi tunel od strony Szwajcarii, który jest otwierany wahadłowo. Trasy zjazdowe są położone na stokach, a w środku doliny wzdłuż prawie całej miejscowości, ciągną się kilometry tras biegowych. Zaletą takiego położenia tras jest to, że bardzo łatwo jest znaleźć apartament lub hotel, od którego do trasy biegowej jest naprawdę blisko. Mnie to się udało i do jednej z tras miałem od domu dosłownie 15 metrów.
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że dolina Alta Valtellina jest bardzo ładna. Położona na wysokości około 1800-2000 m n. p. m. Jej kształt jest dość specyficzny, bo sama dolina jest wąska i długa oraz ciągnie się mniej więcej z północy na południe. Po bokach otoczona jest wysokimi górami. Od północy do doliny dochodzi wyżej wspominany tunel wywiercony w masywie górskim. Od strony południowej dolinę zamykają góry i nieprzejezdna zimą droga. Jedyne inne połączenie drogowe, to połączenie z Bormio krętą drogą przez góry po stronie wschodniej. W samej dolinie są też jeziora górskie, o tej porze skute lodem. Okolica jest raczej słabo zalesiona. Są miejsca pokryte lasem, ale raczej dominują skały i o tej porze oczywiście śnieg.
Trasy biegowe są położone właśnie wzdłuż doliny. Większość tras jest bardzo szerokich. Wymyślono ich układ tak, że te, które ciagną się z północy na południe są określone jako turystyczne. Podbiegi się zdarzają, ale nie są bardzo trudne i długie. Jadąc jednak z północy systematycznie teren sie wznosi i powoli nabieramy wysokości. Jak się okazało można zacząć bieganie tuż poniżej 1800 m n. p. m., a zakończyć nawet powyżej 2000 m n. p. m. Także nawet trasa turystyczna, która wygląda niewinnie potrafi nieźle dać w kość. W punkcie centralnym doliny jest duży plac wyglądający jak stadion narciarski z olbrzymią ilością torów do klasyka, gdzie prawdopodobnie odbywają się starty zawodów oraz finisze. Zarówno tam, jak i na trasie, można spotkać budynki i wiaty, które są pewnie wykorzystywane podczas zawodów przez sędziów.
Od tras turystycznych w różnych punktach odchodzą trasy z podbiegami (nazywają je trasami agresywnymi, w odróżnieniu od turystycznych). Podbiegi są naprawdę imponujące i najczęściej tam właśnie trenują zawodnicy. Parokrotnie próbowałem się zmierzyć z taką trasą i niestety za każdym razem było bardzo ciężko. Chciałem przy okazji zaznaczyć, że ostre podbiegi oznaczały, że potem trzeba było zjechać, a zjazdy również nie należały do najłatwiejszych. Być może w tej akurat dziedzinie mam większe doświadczenie, ale lekko się zdziwiłem jak zobaczyłem w domu, że gps zmierzył, że prędkości maksymalne dochodziły do 45 km/h. Ryzyko wywrotki pewnie było, ale tory naprawdę były świetnie zrobione i wydaje mi się, że trzeba popełnić duży błąd, żeby zrobić sobie krzywdę.
Reasumując jestem zadowolony, że poznałem to miejsce. Jest rzeczywiście świetne dla osób, które jak ja chcą połączyć obie dyscypliny sportów narciarskich. Jest również możliwe jeżdżenie na rowerach MTB, bo również są specjalnie przygotowane trasy wspólne dla biegówek lub tylko dla rowerów. Bardzo dobrze, że w Alpach wiele ośrodków narciarskich zjazdowych, równolegle rozwija infrastrukturę dla narciarzy biegowych. Taki sposób myślenia przydałby sie też w Polsce. Livigno jak dla mnie przegrywa sromotnie z Jakuszycami, ale akurat miasto to jest przykładem świetnego miejsca dla zawodników do treningu, a już niekoniecznie dla amatorów.
Ocena ośrodka pod kątem biegania na nartach
Plusy
- Dostępność tras, oraz darmowy skibus w dolinie. Bardzo łatwo jest się przemieścić z dowolnego punktu doliny, gdzie tylko chcemy, oczywiście w czasie, kiedy jeżdżą busy.
- Świetne przygotowanie tras. Trasy są bardzo szerokie, najczęściej mają dwa tory do klasyka położone obok siebie i z brzegu szeroka ubita trasa dla kroku łyżwowego. Najczęściej ciągi piesze są całkowicie rozdzielone od narciarskich. Tylko w nielicznych miejscach są wspólne.
- Brak tłoku na trasach. Duża ilość tras powoduje, że naprawdę można przejechać parę kilometrów i nie spotkać nikogo.
- Układ doliny powoduje, że mimo, iż w większości miejsc brak jest drzew, wiatr wieje bardzo sporadycznie i chyba nigdy na całej długości tras. Dodatkowo jeśli jest słońce, to topografia doliny sprawia, że bardzo długo i ładnie oświetla trasy i w dzień jest zdecydowanie cieplej.
- Trasy świetne dla osób potrzebujących treningu przed zawodami – duża wysokość jest raczej zaletą.
- Brak opłat za korzystanie z tras biegowych
Minusy
- Łączna długość tras biegowych to, jak podają źródła, tylko około 40 km. Dla wielu narciarzy byłby to jeden dzień biegania.
- Brak drzew powoduje, że w zasadzie jeździmy jak po sztucznym torze – tylko na około są piękne skały przykryte śniegiem, szczególnie na południu doliny, bo na północy na około jest miasto i drogi. Nie ma tego, co niektórzy lubią – odkrywanie i nowe doznania w trakcie jazdy. Tu widać trasę na kilometr do przodu, a krajobraz w zasadzie jest niezmienny.
- Turystycznie i poznawczo nudno zaczyna sie robić drugiego dnia, nie mówiąc o tym, że nie wyobrażam sobie przyjazdu tutaj na same narty biegowe w innym celu niż ostry trening.
Chciałem tylko dodać , że bardzo dziekuję za zdjecia jego autorowi – Marcinowi Andrzejewskiemu (wielokrotnie nagradzany fotograf amator, architekt , współwłaściciel Fabryki Ślubów ). Dzięki .
No, to zdjęcie obok „Plusów” wygląda jak z katalogu!