Mürzzuschlag to niewielkie miasteczko w północno-wschodniej Austrii. Ani piękne, ani brzydkie. Senne. Otoczone zielonymi pagórkami, stało się przed 120 laty kolebką sportów zimowych. Dziś jego główną atrakcją jest Winter!Sport!Museum!, w którym mieści się największa na świecie kolekcja zimowego sprzętu.
Zgromadzone w nim skarby są naprawdę imponujące. Pierwsze łyżwy wykonane ze zwierzęcych kości, drewniany walec do ratrakowania śniegu, a wśród trzech i pół tysiąca nart te najstarsze, liczące sobie aż 2 tysiące lat. Jeden z poprzednich kustoszy muzeum sprowadził je z Instytutu Etnografii w Leningradzie. Szkoda tylko, że dowiedzieliśmy się o nich dopiero z korespondencji mailowej z obecnym kustoszem, gdy szukałam materiałów do tego tekstu. Być może były w jednej ze szklanych gablot, być może nawet zatrzymaliśmy się przy nich dłużej, podziwiając nadgryzione zębem czasu drewno, ale – nie będąc w stanie przeczytać opisów po niemiecku – poszliśmy beztrosko dalej.
Dlaczego akurat Mürzzuschlag?
Zaważyła linia kolejowa i smykałka do interesów dwóch kolarzy. Jeden z nich, wyczerpany po zimowym zdobyciu pewnego dwutysięcznika, zobaczył na stoliku w kawiarni w Grazu angielską gazetę z narciarzem na okładce. Zaintrygowany, wystarał się o parę nart z Norwegii i rozpoczął naukę, ale że nie bardzo mu wychodziło, zawiózł drewniane deski do znajomego hotelarza w Mürzzuschlag. Ten szybko wynalazł własną, skuteczną technikę jazdy i… zwietrzył świetny interes. Narty stały się atrakcją przyciągającą turystów także w zimie, bo pamiętajmy, że były to czasy, gdy z pierwszymi opadami śniegu wszystkie miejscowości pustoszały. Zadanie było ułatwione, bo do Mürzzuschlag – wtedy przemysłowej wioski – doprowadzona została w latach 60. XIX wieku linia kolejowa z Wiednia przez przełęcz Semmering (do dziś jest to główna linia kolejowa, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO). Współczesne ośrodki narciarskie, jak choćby ubóstwiane przez narciarzy biegowych Ramsau, były wtedy po prostu niedostępne. Dzięki możliwości dogodnego dojazdu na pierwsze zawody narciarskie w krajach alpejskich w 1893 r. zjechała niemal cała wiedeńska socjeta. Ważniejszy był jednak rok kolejny, gdy oprócz zjazdu, rozegrany został konkurs skoków i bieg narciarski na 12 km. Zorganizowano wtedy także pierwszą na świecie wystawę poświęconą sportom zimowym. Jak relacjonuje w świetnej książce Two Planks and a Passion Roland Huntford: W udekorowanych na zielono pomieszczeniach łaźni miejskiej, gdzie ulokowano wystawę, zgromadzono narty, łyżwy, sanki, ubrania, a nawet kilka pozycji literatury narciarskiej z „Na nartach przez Grenlandię” Nansena na czele. Wiedeński rzeźbiarz przysłał nawet statuę narciarza, prawdopodobnie pierwszą na świecie. Na pierwszych zawodach wszystkie nagrody wywalczyli już wtedy bezkonkurencyjni Norwegowie…
Muzeum za 1,1 mln euro
Nic zatem dziwnego, że to właśnie tu w 1947 roku ówczesne władze miasta założyły muzeum sportów zimowych. Pierwotnie zajmowało dwa małe pomieszczenia w podziemiach ratusza, później zostało przeniesione do nieco większego budynku na obrzeżach miasta, by w 2004 roku – tym samym, w którym pochodząca z Mürzzuschlag Elfriede Jenilek zdobyła literacką Nagrodę Nobla – wrócić do centrum. Przenosiny kosztowały ponad milion euro. W efekcie powstało nowocześnie urządzone i wyposażone muzeum, gdzie na 1000 m2 powierzchni pokazano wszystko, co może zainteresować pasjonatów historii narciarstwa. Mieści się w nim również jeden z największych księgozbiorów poświęconych sportom zimowym. Można w nim znaleźć – oprócz niemieckich – książki i czasopisma w języku angielskim, francuskim, a nawet polskim i słowackim. Winter!Sport!Museum! chlubi się tytułem – obok norweskiego Holmenkollen, fińskiego Lahti i amerykańskiego New Hampshire – oficjalnego muzeum FIS. Choć byliśmy w nim raptem dwa miesiące po ostatnich zimowych igrzyskach olimpijskich, w gablotkach spoczywały już przekazane przez sportowców numery startowe i olimpijskie krążki z Soczi.
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Raška z karteczką i urwane słuchawki
Szkoda tylko, że z tych świetnych zbiorów nic nie wynika. Jakby zabrakło myśli, spinającej ogólną koncepcję. W oczy rzuca się brak chronologii w prezentacji zbiorów, która w przejrzysty sposób pokazałaby, jak na przestrzeni lat zmieniały się narty. Przeszklone gabloty, w których odbija się denerwujące światło, rozrzucone są bez żadnego klucza po całym muzeum. Uśmiech wzbudzają niezamaskowane głośniki, kontrastujące z zabytkowymi nartami. Odstraszają nieudolnie zrobione manekiny, w zachwalanym kinie 3D nie ma obrazu, a przy monitorach, na których można zobaczyć materiały z epoki, nie działają słuchawki. Z wszystkiego – a najbardziej z plastikowego śniegu – unosi się duch austriackiej topornej dosłowności.
Najgorszy jest jednak brak jakiejkolwiek informacji przy eksponatach w języku innym niż niemiecki. W recepcji dostaliśmy co prawda broszurkę w języku polskim i czeskim (w obydwu kiepsko przetłumaczona), jednak nasza radość nie trwała długo. Był to bardzo ogólny opis kolejnych działów tematycznych. Tak ogólny, że każdy, kto wybiera się do Mürzzuschlag, wie znacznie więcej. Było tam jeszcze pięć ławeczek zrobionych z nart (pierwsza ciekawa, każda kolejna jak odgrzewany dowcip, który śmieszy tylko raz), a do nart legendarnych zawodników przyklejone zostały zwykłe karteczki z nazwiskiem właściciela i rokiem zdobycia olimpijskich medali. Bez choćby dwóch zdań o mistrzu. I tak obok nart Sailera stoją sobie smutno czarne narty Jiřego Raški, który skakał tak pięknie, że aż Ota Pavel napisał o nim wzruszającą bajkę, która powinna stać się lekturą obowiązkową każdego narciarza.
Lekcja na przyszłość
Może nie wyszlibyśmy rozczarowani, gdybyśmy kilka miesięcy wcześniej nie odwiedzili nowego, fantastycznie zrobionego Ski Museum w Tatrzańskiej Łomnicy (co ciekawe, choć jest to prywatne przedsięwzięcie miejscowego pasjonata narciarstwa, w pierwszym roku działalności odwiedziło je o pięć tysięcy zwiedzających więcej, niż w tym samym czasie słynne Mürzzuschlag). Może przymknęlibyśmy oko na niedociągnięcia, gdybyśmy nie byli w skromnym, niedocenianym Muzeum Narciarstwa im. Stanisława Barabasza w Cieklinie. Może z podziwem patrzylibyśmy na oprawę audiowizualną, gdybyśmy przed kilkoma laty nie zachwycali się w Estonii prawdziwie interaktywnym Muzeum Sportów Zimowych w Otepää.
Cieszymy się jednak z tej wizyty. Dzięki niej wiemy, jak nie robić muzeum sportów zimowych. A jest szansa, że w Zakopanem powstanie taka właśnie placówka. O ile nieformalna obietnica, złożona przez jednego z wiceburmistrzów, nie jest tylko przedwyborczą obietnicą bez pokrycia…
Informacje praktyczne
- Muzeum czynne od wtorku do niedzieli w godzinach 9:00 – 12:30 i 14:00 – 17:00
- Bilet wstępu dla osoby dorosłej kosztuje 5 euro, dla studentów do 27 roku życia 4 euro, a dla uczniów do 15 lat 3 euro. Dzieci do 6 lat wchodzą za darmo. Muzeum oferuje też atrakcyjne cenowo bilety rodzinne.
- Istnieje możliwość zwiedzenia wstawy z przewodnikiem (także w języku angielskim), jednak tylko po wcześniejszym uzgodnieniu
- Jeśli ktoś zapragnie zorganizować małe przyjęcie, np. urodzinowe, może wynająć główną salę muzeum. Wśród eksponatów rozstawiane są stoliki, a zrekonstruowana pierwsza narciarska koliba – udekorowana kolorowymi balonikami – zamienia się w centrum wydawania posiłków.
- W muzeum mieści się sklepik, w którym oprócz pamiątek, można zakupić ciekawe publikacje książkowe; większość w języku niemieckim, ale można trafić perełki po angielsku, m.in. publikację po 3 Konferencji FIS poświęconej historii narciarstwa, w której znajdują się dwa teksty prelegentów z Polski
- Do Mürzzuschlag, oddalonego o 190 km od Ramsau i 108 km od Wiednia, można dojechać bezpośrednim pociągiem z Wiednia.
- www.wintersportmuseum.com (strona tylko w języku niemieckim)
Autor wszystkich zdjęć w tekście: Piotr Manowiecki/Biegówki pod Tatrami
znów wysoki poziom!