Przez 90 lat budowania legendy Biegu Wazów na jego trasach działy się rzeczy różne. Od Gustava Erikssona, przez Ernsta Alma, aż po Johna Kristana Dahla narciarze tworzyli historię godną osobnej książki. Wszystkich historii opisać nie sposób, ale jest kilka takich, które szczególnie zasługują na uwagę.
Pisać o Biegu Wazów to jak pisać o finale piłkarskich Mistrzostw Świata. Albo w ogóle o Igrzyskach Olimpijskich. Większość prób porównania Wazów do wydarzeń w innych dyscyplinach sportu kończy się fiaskiem. Bo czy to Tour de France? Nie – biegnie się bez podziału na etapy. Czy to olimpijski wyścig narciarski na 50 kilometrów? Też nie, bo dystans z Sälen do Mory jest o 80% dłuższy. Jedyne, co przychodzi na myśl, to słynny holenderski maraton panczenowy Elfstedentocht. Prawie dwieście kilometrów po zamarzniętych kanałach i niesłychane 15 tys. osób na starcie. Także marka, także wydarzenie i wieczna chwała dla zwycięzców. Ale chwileczkę – czy w Skandynawii też nie biega tylu zawodników? Podczas gdy w prowincji Dalarna śniegu zabrakło tylko trzy razy, lodu w królestwie Niderlandów wystarczyło raptem na piętnaście edycji. Szwedzka impreza to rzecz bez precedensu. Doskonała jak muzyka Mozarta.
Wszystko zaczęło się dużo wcześniej, niż w inaugurującym piękną historię roku 1922. Prawdę mówiąc, dziewięćdziesięciolecie Biegu Wazy (tak poprawnie brzmi tłumaczenie) równie dobrze obchodzić mogli w niewyobrażalnym dla przeciętnego narciarza 1610. Wprawny matematyk obliczy, że narodowa legenda przenosi nas w czasy Unii Kalmarskiej. Duński król Christian II niezbyt skutecznie panował nad terenami spod znaku żółtego krzyża. Więziony przez niego Gustav Eriksson, podczas wyzwoleńczej wędrówki na północ kraju, nieskutecznie namawiał chłopów do powstania. Dopiero w położonej nad jeziorem Siljan Morze, podczas spektakularnego przemówienia, przekonał rodaków o swojej słuszności. Niestety, lub stety dla przyszłości narciarstwa biegowego, nie stało się to od razu. Ludność powiedziała Erikssonowi, że decyzję podejmą Rady Gmin. Te odpowiedzieć już nie zdążyły. Kiedy do miasta zbliżały się wojska Christiana II, przyszły bohater był już w drodze do Norwegii. Radni z przerażeniem słuchali, jakich zniszczeń dokonuje w Sztokholmie duński tyran – szybko pożałowano, iż od razu nie obdarzono Gustava zaufaniem. Lars Jakobsson i Engelbrekt Jonsson jako najlepsi narciarze oddelegowani zostali do pościgu za uciekinierem. Dogoniony pod Sälen został przekonany do powrotu i poprowadzenia chłopów w wielkim powstaniu. Po jego sukcesie Gustav Vasa został wybrany królem, a historyczny dzień 6 czerwca ogłoszono świętem narodowym.
„Śladami ojców dla zwycięstw w przyszłości” – brzmi motto, które dumnie prezentowane jest na mecie. Takim samym zdaniem okraszony jest również wieniec, o który rokrocznie walczy prawie 16 tys. zapalonych narciarzy. Więcej się w Sälen nie pomieści, choć prędzej lub później organizatorzy znajdą zapewne dodatkową przestrzeń. Dlaczego mieliby się na to silić? Dobry argument dali im chętni tuż po 89. edycji wyścigu. Pakiety startowe na jubileuszową rozgrywkę rozeszły się w… 11 minut.
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Długo przymierzano się do upamiętnienia wyczynu Gustava Erikssona. Na pierwszy Bieg Wazy lokalne koło sportowe zaprosiło amatorów w 1922 roku – 400 lat po przełomowej wojnie. Różne informacje pojawiają się w źródłach, jeśli chodzi o dokładną liczbę uczestników. Mówi się, że na listach startowych biegu widniało 136 lub 139 nazwisk, a metę osiągnęło ok. 119. Ilu by ich naprawdę nie było, pewne jest, że znalazł się wśród nich nadal aktualny (!) najmłodszy jego triumfator. Ernst Alm, w wieku 22 lat uporał się z północnymi śniegami w siedem i pół godziny. Tego rekordu Alm niestety nie utrzymał. Od 2012. miano najszybszego Wazy nosi Jörgen Brink. Powrót na pomoc walecznym chłopom zajął mu raptem 3 godziny, 38 minut i 41 sekund.
Brązowy medalista MŚ z 2003 roku przez linię mety przebiegł w samotności, ale byli już tacy, którzy w geście solidarności z rywalem czekali na swoich konkurentów. Po raz pierwszy spróbowali tego w 1928 Sven Utterström i Per-Erik Hedlund. Dwaj najlepsi przyjaciele pokazali się sędziom jednocześnie, jednak ci nie zaakceptowali nowatorskiej idei. Chociaż za zwycięzcę uznano drugiego z zawodników, odmówił on nagrody i w proteście zwrócił ją z powrotem do jury. Analogicznych sztuk próbowano jeszcze trzykrotnie, ale dopiero sześćdziesiąt lat po pierwszym takim incydencie oceniający poznali się na przyjaźni i dobrej zabawie. Bracia Örjan i Anders Blomquistowie, z „kranskulla”, czyli tzw. „panią od wieńców” na barkach, razem zapisali się na kartach historii.
Przez 90 lat trwania Biegu Wazów nazbierało się wiele takich narciarskich anegdotek. Choć część z nich opisano na stronie imprezy, część wciąż krąży frywolnie w różnych zakamarkach internetu. Jedną z nich jest opisany na jednym z blogów fakt udziału ówczesnego władcy Szwecji. Karol XVI Gustaw, pod nazwiskiem Carl Bernadotte, stanął do walki na kije w 1977 roku. To jedyny przypadek upamiętnienia Erikssona przez któregoś z następców. Władca miał zapewne wiele argumentów, które skłoniły go do zgłoszenia się do biegu. Dla niego samego, jak i tysięcy innych kandydatów, jednym ze smaczniejszych plusów ścigania się po terenach Dalarny jest serwowana tam od 1958 roku zupa jagodowa. Przez lata zdobyła ona taką renomę, że przez cały tydzień zawodów specjalnie oddelegowani kucharze sporządzają ponad 55 tys. litrów niebieskawego wywaru.
Nie od razu święto zimy trwało w Szwecji aż kilka dni. Początkowo mianem Vasaloppet określało się jedynie główny bieg na 90 kilometrów stylem klasycznym. W późniejszych latach dokładano do programu nowe atrakcje – dziś do wyboru jest ich całe mnóstwo łącznie z maratonem… rowerowym. Zimą swoich sił spróbować mogą panie w TjejVasan na 30 km, ci z poczuciem przynależności drużynowej (StafettVasann), a także łyżwiarze i pasjonaci tradycyjnych maratonów (oba na dystansie 45 km). W tygodniu organizatorzy otwierają też trasę w celach treningowo-rekreacyjnych.
Rosnącą popularnością cieszy się formuła Öppet spår. Przez kilka wesołych dni przez północ kraju przewija się nawet. 60 tys. narciarzy. Dla porównania, przy okazji Biegu Piastów Jakuszyce odwiedza ich aż 12 razy mniej. Nieczęsto zdarza się też, że tak długa rywalizacja na dwóch deskach przyłączana zostaje do kalendarza Pucharu Świata. Kilkanaście dni po zakończeniu włoskich igrzysk w 2006 roku, najlepsi narciarze i narciarki globu walczyli w okolicach Mory o Kryształową Kulę.
Gdyby przezroczystą statuetkę FIS rozdawano za największą liczbę zwycięstw w Wazie, niekwestionowanym jej właścicielem należałoby ogłosić złotego medalistę igrzysk w St. Moritz Nilsa Karlssona. Urodzony w mieście-mecie legendarnego wyścigu narciarz aż dziewięciokrotnie witany był przez jego mieszkańców wiwatami i owacją na stojąco. W latach 1945-51 jego konkurenci nie mieli do Szwecji po co przyjeżdżać – popularny „Mora-Nisse” siedem razy z rzędu odbierał od uroczych kranskullor triumfalny wieniec.
Przygód, anegdot i opowieści z trasy Vasaloppet jest całe mnóstwo. Wazy to przecież nie tylko oficjalne komunikaty, ale i wspomnienia setek tysięcy uczestników, którzy przez 90 ostatnich lat przewinęli się po szlaku z Sälen do Mory. Jeśli zima dopisze, za dekadę Szwecja świętować będzie setną edycję. Wraz z każdą kolejną bogactwo i renoma wyścigu może już tylko wzrastać.