– Kiedyś byłem profesjonalnym zawodnikiem. To mój sposób na życie, wciąż chce mi się biegać – przekonuje Walter Judka, jedyny uczestnik wszystkich Biegów Piastów. U progu 38. edycji jeleniogórzanin nadal imponuje formą. I pamięcią!
Michał Chmielewski: – Podziwiam Pana, Panie Walterze.
Walter Judka: – Ja mam na imię Walter, ale wszyscy do mnie mówią Walek. Jakoś przywykłem przez te wszystkie lata. A było ich już całkiem sporo, samych z Biegiem Piastów aż trzydzieści siedem. Wiesz, ja nie jestem jakiś tam przypadkowy turysta. Jak byłem młody, byłem w klubie narciarskim, jeździło się na różne zawody i do spraw podchodziłem bardzo profesjonalnie. Pięć lat tak trenowałem. W międzyczasie, w 1961, startowałem w Mistrzostwach Dolnego Śląska przy schronisku Bronka Czecha w Karpaczu, tym, co się spaliło. Byłem tam trzeci. Rok później w Zakopanem na Mistrzostwach byłem 10. w juniorach. Potem poszedłem grać w piłkę nożną i jakoś się sprawy rozeszły…
To jak to się stało, że znów Pan wrócił do nart?
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Kiedyś w mieście spotkałem mojego przyjaciela, Juliana Gozdowskiego. To było akurat przed jego wyjazdem do Szwecji. Powiedział mi, że na Bieg Wazów jedzie, bo słyszał, że tam potężna impreza i że chce się jej przyjrzeć. Po jakimś czasie spotkaliśmy się raz jeszcze, on zachwycony stwierdził, że myśli o zrobieniu tego i u nas, w Jakuszycach. Jako trzydziestotrzylatek zostałem tam zaproszony. Trochę poćwiczyłem, wystartowałem, a dalej to już było z górki. Wróciłem do nart na dobre.
Po latach profesjonalizmu nawyki treningowe musi mieć Pan doskonałe. Często jest tak, że już się nie chce wyjść na narty?
A skąd! Trening, ruch, to są najpiękniejsze rzeczy! Wciąż sprawiają mi potężną uciechę. Ja wiem po sobie – jak przestanę trenować, to przytyję, pochoruję się i tyle będzie. Trenować trzeba cały czas! Nie są to może jakieś wyrobnicze wysiłki, jak u Justyny Kowalczyk, ale się nie obijam. Kiedyś biegałem na nartach po 30 kilometrów dziennie – oni czasem kręcą pod sto! Dziś wystarczą mi te dwie godziny na śniegu i człowiek od razu inaczej się czuje.
A latem?
Kiedyś biegałem na nartorolkach, ale to niebezpieczne. Nie ma hamulców. No i nie ma tam takiego wysiłku, jaki daje trening biegowy. Rolkę jak się napędzi po płaskim, to jedzie i jedzie – na nogach ciągle trzeba pracować mieśniami, nie ma zmiłuj. Dobrym pomysłem jest jazda pod górę. Kiedyś tak czasami robiłem, ale teraz bardziej wolę zwykłe bieganie. Oprócz tego staram się wciąż pracować nad siłą rąk. Bez tego przecież nie ma biegania! Koło domu mam taki placyk z różnymi urządzeniami, to sobie tam chodzę od czasu do czasu.
Więc to stąd ta energia i siła! Od którego wyścigu jest Pan jedynym uczestnikiem wszystkich edycji Biegu Piastów? Czy organizatorzy pamiętają o tak wytrwałym człowieku?
Do pewnego momentu łeb w łeb szła ze mną taka pani z Wrocławia. Nazwiska sobie nie przypomnę. Biegaliśmy każdą edycję, ale niestety zmarła. Organizatorzy pamiętają o mnie i bardzo mi z tego powodu miło. Na ich stronie internetowej chyba nawet są jakieś listy z ilością startów. Stowarzyszenie przy okazji jubileuszowych wyścigów zazwyczaj prezentuje mi jakiś podarek. Pamiętam, że na trzydziestolecie dostałem piękną kolarzówkę. Bardzo pożyteczna rzecz!
Ale i tak chyba jazda na rowerze nie przebije biegówek?
Oczywiście.
To na jakim sprzęcie wbiega się do historii?
Kiedyś było kiepsko ze sprzętem – nie można było specjalnie kupić nart czy butów. Na szczęście miałem kontakt z zawodnikami z kadry, którzy regularnie dostawali po kilka par. Czasem któreś nie pasują, rezygnują z nich i niekiedy zdarzało się, że coś tam odsprzedają. Pamiętam, że Józef Łuszczek miał sponsora, biegał na Kneisslach. Ja miałem i tak dobre Polsporty, ale jak dał mi się przebiec, to poczułem inny świat. Bajka! Zaoferował, że mi odsprzeda razem z butami. Nawet się nie zastanawiałem. Tak mniej więcej to u mnie wygląda – wolę kupić coś od zawodników zawsze, bo mają dobre, przetestowane. W sklepie to już nie to samo.
Taki sprzęt niejedną historię ma już pewnie za sobą. Są wśród nich takie, które szczególnie zapadły w pamięć?
Jeden pamiętam bieg, że śniegu było kompletnie jak na lekarstwo. W sobotę biegłem w pięknej zimie, którą zmyło w ciągu jednej nocy. Nie dało się wystartować, to na Jelenią Łąkę żeśmy poszli, pobiegliśmy jakieś sto metrów na czas i poszły wyniki w świat. Chyba ten Bieg Piastów był najkrótszy. Raz mieliśmy też przyzwolenie na małe oszustwo! Stoimy na starcie, a z nieba po prostu ulewa. Biegliśmy w takich, wiesz, workach foliowych. Gozdowski mówi: „skracajcie, wszystko się rozpływa”. Tośmy skrócili. Odwoływali na szczęście bardzo rzadko. Raz na pewno w stanie wojennym. Innego razu, jak Julian pojechał angażować się w Gwarki, w jego zastępstwo pojawił się taki inny…
Źle to się skończyło?
Niestety. Chodzi o to, że Gozdowski miał dobre układy z wojskowymi przy granicy. Tamci mieli u siebie skutery, które byli skłonni na czas biegu wypożyczać. Chłopaki zrobili takie specjalne sanki, wyciskacz toru i na to kładli kamień. Tak powstawał ślad. Ten nowy skuterów nie pożyczył. Śniegu było sporo, a on bezradny stwierdził, że odwołamy, bo pogoda jest niesprzyjająca. Bzdura zupełna! Ruszyliśmy na niego w kilkunastu, pytamy, co jest grane, ale postawił na swoim. I bieg się nie odbył.
O tamtej pory sporo się pozmieniało… Poznaje Pan jeszcze Polanę Jakuszycką?
Faktycznie, ludzi jakby więcej, tras mnóstwo do wyboru. Ale ja przecież jeżdżę tam codziennie – to wyrosło na moich oczach. Na początku było bardzo prowizorycznie. Pamiętam, na jedną z pierwszych edycji przyjechał do mnie kolega Egil Bjoerke, Norweg. Chciał wystartować. Jesteśmy, wchodzimy do baraków, a on do mnie, czy to jest piwnica na węgiel? Tak mi głupio, mówię, że to szatnia. Na gwoździach się wieszało ubrania. Ten nagle wyciągnął aparat i zaczął robić zdjęcia. W szoku był. Od tamtej pory wiele się pozmieniało. Stowarzyszenie zrobiło ogromną pracę, że z tych baraków i prowizorki powstał taki piękny bieg.
Co w wolnej chwili robi żywa legenda Jakuszyc?
Cieszę się każdym dniem. Jestem na emeryturze, ale pracuję ciągle jako instruktor narciarski. Chodzę na działkę, zajmuję się wnusią i wiodę sobie spokojne życie. To bardzo przyjemna sprawa. Oczywiście cały czas trenuję, żeby nie odstawać za bardzo od konkurentów. Dzięki temu właśnie mogę co roku przyjeżdżać na nasze „Piasty”.
Walter Judka (rocznik 1943) wciąż jest aktywny zawodowo. Jako instruktor narciarstwa biegowego udziela rad na Polanie Jakuszyckiej. Aby zamówić lekcję okraszoną anegdotkami z Biegu Piastów, wystarczy umówić się telefonicznie: 607 061 975