Nareszcie można powiedzieć, że organizatorzy polskiego Pucharu Świata na biegówkach stanęli na wysokości zadania. Wbrew początkowym zagrożeniom, zawody w Szklarskiej Porębie najprawdopodobniej dojdą do skutku. Wszystko dzięki ostatecznemu porozumieniu, które PZN zawrze z producentami transmisji telewizyjnej. I czym nie omieszkał się odpowiednio pochwalić.
Poszło o telewizję
Polskie wyścigi zawisły na włosku po tym, jak na niecałe cztery miesiące przed imprezą wciąż nie było pewności, kto wyprodukuje transmisję telewizyjną. Nie chciała tego zrobić TVP, bo jedyny wysokiej klasy wóz pojedzie w ten sam weekend na skoki narciarskie do Zakopanego. Wynajęcie maszyny z zewnątrz – z uwagi na zbliżające się Igrzyska – kosztowałoby krocie. Nie było pieniędzy, transmisji, a więc i możliwości dalszych przygotowań - pat trwał w najlepsze. O sprawie dużo wcześniej wiedzieli w Polskim Związku Narciarskim. Zgodnie z umową to w ich obowiązku leżało uprzednie rozwiązanie tego problemu. Udało się dopiero teraz.
Związek całuje (swoje) rączki
Sekretarz Związku Grzegorz Mikuła w rozmowie z serwisem skipol.pl anonsuje: „Przede wszystkim związek zagwarantuje to, że Puchar Świata będzie pokazywany w telewizji publicznej, a tym samym opłaci w 100% produkcję tych zawodów (...). Myślę, że jest to ogromny wkład w te zawody, bo produkcja i pokazanie zawodów Pucharu Świata w telewizji gwarantuje organizatorom możliwość rozmawiania o ciekawych kontraktach ze sponsorami. Jest to też ważne dla kibiców, ale przede wszystkim przełożenie na marketingowy zwrot takiej imprezy, jest ogromny." W dalszej jego części przeczytamy też, że „jest to rzecz, którą my robimy. Jesteśmy po wszystkich rozmowach. (...). Także to jest wkład główny PZN-u. Jeżeli chodzi o inne działania, to pomagamy oczywiście organizatorom w celach marketingowych, w poszukiwaniu sponsorów, firm chętnych aby zaistnieć w czasie Pucharu Świata. Na dzień dzisiejszy to są te dwa główne wątki, w których my współdziałamy z organizatorem."
Nie wiem jak Państwa, ale mnie te słowa nie tyle dziwią, co zwyczajnie żenują. Kiedy problem wyszedł na jaw, pewne było, że sprawy coraz szybciej będą nabierały kształtu. Po prostu albo-albo. Na szczęście dla wszystkich nie pozwolono na kompromitację, za co z tego miejsca wypada decydentom podziękować. Jest jednak jedno „ale". Dlaczego Pan Sekretarz Mikuła tak ceremonialnie wychwala poczynania PZN? Jak wynika z treści, Związek zadbał o prawidłowy przebieg zdarzeń, stanął na straży dobrego imienia Polski i jeszcze zapłacił z własnej kieszeni! Nawet narciarski laik zauważy, że to marny ratunkowy PR. Czy aby...
Nie powinno to wyglądać inaczej?
Czy ktokolwiek jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dopiero w kryzysowej sytuacji Związek znalazł wyjście z sytuacji? To ma być sukces? Wszystko zamiecione pod dywan, spór zażegnany, bohater odnaleziony. Nawet jeśli Infront Media jest tańszy niż TVP, po pierwsze można to było zrobić wcześniej, a po drugie – w duchu gry zespołowej. Nie tylko ludziom z Krakowa – a tak wynika z owego oświadczenia – zależy na powodzeniu tej misji.
Kiedy po raz setny analizuję całą sytuację, zastanawiam się, dlaczego tak idealizowany przez Polaków „Zachód" jakoś omija podobne problemy. Umowy o produkcję sygnału podpisywane są pół, a zwykle nawet rok wcześniej. Na znalezienie sponsorów, podwykonawców czy wolontariuszy jest mnóstwo czasu, a liczba i ceny biletów znane są już latem. Szklarskiej Porębie do wielkiego święta zostało 11 tygodni. Sponsorów, wolontariuszy i biletów brak.
Do trzech razy sztuka?
Jeśli polską zawziętością uda się doprowadzić sprawy do końca, w połowie stycznia narciarski świat znów zobaczy w naszym kraju godnego partnera do rozmów. Na Polanie Jakuszyckiej ruszy rozbudowa ośrodka, a Harrachov być może zmodernizuje swoje skocznie. Wszystkie te zabiegi skoncentrują się na wzorowej organizacji Nordic Festiwalu w 2016 roku. To z kolei otworzy nam drogę do Mistrzostw Świata... Prawda, że pięknie to brzmi? Jak sprytnie wyliczyłem, na postawienie kolejnego kroku mamy dwa lata. Oby tym razem obyło się bez czyszczenia butów.
Cytowany fragment wypowiedzi Grzegorza Mikuły został zaczerpnięty z serwisu skipol.pl.