Najbardziej widokowa trasa biegowa w Polsce mierzy się z problemem kuligów. Jego rozwiązanie wymaga dobrej woli wielu stron.
Kiedy sześć lat temu powstała trasa biegowa z Obidowej na najwyższy szczyt Gorców – Turbacz, byłem zachwycony. Na Podhalu pojawiła się doskonała trasa biegowa – ze znakomitym mikroklimatem, utrzymującym śnieg nawet podczas najgorszych wiatrów halnych; z zapierającymi dech w piersiach widokami na Tatry, Gorce i Beskid Wyspowy; dość długa i wymagająca, by przyjemnie się zmęczyć; z tak bardzo deficytowym w Małopolsce czystym powietrzem. Jako autor zdjęć na blogu Biegówki pod Tatrami, włożyłem wówczas z redaktorką portalu nabiegowkach.pl i Biegówek pod Tatrami Łucją Łukaszczyk wiele wysiłku w to, by przedstawić trasę całemu biegówkowemu światu. Byłem z niej dumny. Polecałem ją każdemu, kto tylko pytał, gdzie wybrać się na biegówki. Moje zdjęcia ilustrowały liczne artykuły w prasie i na różnych portalach internetowych.
Kiedy w styczniową niedzielę, po dwóch latach nieobecności, wybrałem się do Obidowej, przeraziło mnie to, co zobaczyłem. O ile kiedyś zdarzało się widywać pojedyncze sanie i pojedynczych pieszych, o tyle teraz popularność miejsca wśród tłumu turystów sprawiła, że w ciągu pierwszych 10 minut biegu minąłem 2 kuligi z około 6 saniami każdy (przyznaję, nie liczyłem dokładnie). Na podbiegu zatrzymywałem się, by wyminąć się z nimi. Znacznie gorzej było na zjeździe. Po całym dniu końskie kupy leżały w torach narciarskich, brązowo-biała mieszanka wypełniała miejsce między dwoma torami do klasyka. A to jest przecież przestrzeń, która w innych warunkach byłaby wykorzystywana przez biegających stylem łyżwowym. Widziałem wielu początkujących narciarzy, którzy bardziej siłą woli, niż umiejętnościami walczyli, by nie upaść w ten brąz. Nic dziwnego, że temat końskich odchodów pojawił się w licznych dyskusjach na biegówkowych forach internetowych.
I choć dziś sytuacja jest nieco lepsza – konie mają „łapaczki” na odchody, a fiakrzy zbierają nieczystości, to obecny stan trasy jest wynikiem przenikania się dwóch światów. Świat narciarzy biegowych ma wspaniałą trasę, z wyjątkiem dziwnych pierwszych dwóch kilometrów. Świat zaprzęgów konnych tylko na tym odcinku może prowadzić swoją działalność. Tych światów niestety połączyć się nie da. Oczywiście można się pocieszać, że to tylko dwukilometrowy fragment trasy, która liczy 11 km. Rzecz w tym, że te 2 kilometry trzeba pokonać dwukrotnie – najpierw biegnąc w górę, następnie wracając do samochodu (oj, jakże chciałoby się móc wrócić do skibusa). Nie piękne widoki na Tatry, ale mijanie się z zaprzęgami i rozjechana trasa jest ostatnim wspomnieniem, które zabiera się po weekendowym bieganiu…
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Co gorsza, te scenki mają miejsce po wprowadzeniu odpłatności za wejście narciarzy na trasę (formalnie zwanej „opłatą za utrzymanie i przygotowanie trasy przez ratrak”). Kilka lat temu przekonywałem w swoim proroczym artykule (dziś jest już w Polsce kilka płatnych tras), że trzeba zacząć myśleć o wprowadzaniu opłat za wejście na trasy biegowe, w przeciwnym wypadku nie będzie środków na ich właściwe utrzymanie. Nie sądziłem jednak, że moje słowa znajdą spełnienie w tak dziwacznych okolicznościach.
Przed organizatorami czeka niezwykle trudne zadanie. Obecny stan, z punktu widzenia narciarzy jest nie do zaakceptowania. Niemożliwe jest również zabronienie zarabiania miejscowym na kuligach. Niezwykle zagmatwane współzależności sprawiają, że nie można obecnej sytuacji naprawić w inny sposób, niż w wyniku żmudnych rozmów zainteresowanych stron. Trzymajmy kciuki za mądrość lokalnego środowiska, by udało się znaleźć kompromis, który uratuje tę trasę.
Trasa na Turbacz to kura znosząca złote jaja, a także najpiękniejsze widokowo miejsce dla narciarzy biegowych w całej Polsce. Jest naszym dziedzictwem narodowym. W interesie wszystkich, również fiakrów jest, by trasa była perłą w koronie i by narciarze wywozili z niej zadowolenie. Gdyby nie trasa narciarska, to nie byłoby przecież aż tylu turystów i tylu chętnych na kuligi, a Obidowa byłaby jednym z wielu cichych gorczańskich sołectw.