220 km tras biegowych, 80 restauracji przy trasach, oświetlona pętla, Nordic X-Park, nauka biathlonu i najlepsze serwisy. To wszytko czeka w zimie na narciarzy biegowych w austriackim Ramsau. A czego może spodziewać się śmiałek, który zapragnie wybrać się tam po sezonie?
Przede wszystkim cisza i pustka. Zielone pola, z których unosi się aromatyczny zapach gnojówki (mimo wszystko przyjemniejszy niż smród palonego węgla i plastiku). Najważniejsze jednak – jak mieliśmy się przekonać – są tabliczki na drzwiach restauracji i hoteli ze złowrogim napisem: Zamknięte lub Dziś mamy dzień wolny. Podobnie zresztą jak jutro. I pojutrze.
Prawie 3000 m
Na biegówki trzeba wybrać się na lodowiec. Dachstein to jedno z kilku miejsc w Europie, gdzie – w zależności od ilości opadów śniegu w zimie – można biegać niemal cały rok. Stuprocentową gwarancję stabilnych warunków daje jedynie całoroczny tunel narciarski, na przykład w niemieckim Oberhofie. Na lodowiec wjeżdża się zmodernizowaną niedawno kolejką linową – chętni mogą podróż odbyć w specjalnym balkonie na dachu wagonika. Przed wjazdem do górnej stacji nie sposób nie zauważyć napisu: Witamy na prawie 3000 m n.p.m. W rzeczywistości znajdujemy się 300 m niżej, ale w tym przypadku prawie nie robi różnicy. Trasy biegowe położone są na 2700 m n.p.m. Taka wysokość jest już wyzwaniem dla organizmu. To tak, jakby biegać na Gerlachu, najwyższym tatrzańskim szczycie. Dla porównania najwyżej położony punkt Polski, czyli wierzchołek Rysów, jest 200 m niższy.
Widoki na słowo
Codziennie przygotowywane są trasy do klasyka i łyżwy. Trasa, na której trenują zawodnicy, ma w sumie 18 km i wije się zakosami niczym trasa w Kościelisku. Niedawno wytyczona została też trasa panoramiczna o długości 15 km. Widoki ponoć zapierają dech, a przy dobrych warunkach widoczność sięga kilkuset kilometrów. My widzieliśmy mgłę. Piękną, kipiącą, to gęstniejącą, to łudzącą rychłym ustąpieniem. W informacji turystycznej zapewniano, że Dachstein cieszy się największą liczbą słonecznych dni w całej Styrii. Jedno jest pewne: w październiku i listopadzie są to najtłoczniejsze trasy świata. W zależności od źródła informacji, trenuje tam dziennie od 500 do 800 zawodników z ponad 25 krajów. W maju byliśmy na lodowcu jedynymi biegaczami. Mimo to trasy były przygotowane lepiej niż w Polsce w szczycie sezonu. Ale uwaga, niech nikogo nie podkusi, by zabierać do klasyka narty bez łuski. Śnieg na lodowcu jest zdecydowanie inny niż ten, który znamy z niżej położonych tras. Łatwiej jest trafić ze smarowaniem już choćby na kapryśny pogodowo Bieg Piastów. Na miejscowe serwisy o tej porze roku nie ma co liczyć, bo najzwyczajniej w świecie są pozamykane.
Czy to na pewno drogo?
Wycieczka na Dachstein to dość kosztowna przygoda. Szczególnie z perspektywy polskiego narciarza biegowego, nieprzyzwyczajonego do płacenia za trasy. Jednodniowy bilet połączony z biegówkowym skipassem kosztuje dla osoby dorosłej 34,5 euro (ok. 140 zł). Dla porównania w sezonie za tygodniowy skipass na trasy biegowe w Ramsau zapłacimy 31 euro (ok. 127 zł), a za jednodniowy skipass na Kasprowym Wierchu – 135 zł. Nic zatem dziwnego, że gdy ktoś jedzie do Ramsau w zimie, z reguły nie wybiera się już na Dachstein. Nieco oszczędności przynosi Ramsau WinterCard, którą otrzymuje się bezpłatnie w miejscu zakwaterowania. Dzięki niej za wiele atrakcji zapłacimy mniej lub wcale. I tak bilet na lodowiec z kartą kosztuje 2 euro mniej, a bilet na autobus dowożący pod dolną stację kolejki na Dachstein wynosi tylko 1 euro w jedną stronę (dojazd samochodem na parking pod kolejką to 6 euro od każdego pasażera). Poza sezonem bezpłatnie (normalna cena to 10 euro od osoby dorosłej) można zwiedzić wykuty w lodzie nieopodal górnej stacji kolejki Lodowy Pałac. Nie mogliśmy pozbyć się wrażenia, że gdyby to samo zrobili Włosi – pałac byłby zachwycający, a tak mamy austriacką solidność i pozbawianą finezji dosłowność. Trzeba jednak oddać Austriakom sprawiedliwość: w budynku górnej stacji kolejki po raz pierwszy zobaczyliśmy szafki, w których mieszczą się nawet dwumetrowe biegówki, był też zestaw majsterkowicza na wypadek awarii wiązań. Na miłośników mocnych wrażeń na Dachsteinie czeka jeszcze jedna atrakcja – 81 metrowy wiszący most, rozpostarty między górami i przeszklone schody prowadzące w przepaść.
O czym warto pamiętać
- Martwy sezon trwa w Ramsau od początku kwietnia do końca maja. Bardzo możliwe, że będziecie wtedy jedynymi turystami w całej miejscowości. Jeśli planujecie przyjazd do Ramsau późnym wieczorem, a szczególnie w weekend, koniecznie zabierzcie ze sobą prowiant na kolację. Wszystkie restauracje (a na pewno kuchnia) będą już zamknięte, podobnie jak sklepy spożywcze. W niedzielę – jak na normalny kraj przystało – sklepy, w tym supermarkety, są nieczynne. Ciekawostką jest pozasezonowa lista restauracji pełniących danego dnia dyżur, dostępna w każdym hotelu i pensjonacie.
- Wybierając się do Austrii, dobrze znać choćby podstawy niemieckiego. Co prawda w pensjonatach, restauracjach i w sklepach bez problemu można porozumieć się po angielsku, jednak znalezienie w informacji turystycznej ulotki w języku angielskim graniczy niemal z cudem. Nawet w Winter!Sport!Museum! w odległym o 190 km Mürzzuschlag opisy przy ekspozycji są jedynie w języku niemieckim.
- Koniecznie sprawdźcie godzinę odjazdu ostatniego autobusu spod dolnej stacji kolejki na Dachstein i odpowiednio wcześnie zaplanujcie powrót z lodowca. Jest to o tyle łatwe, że na każdym przystanku znajduje się czytelny rozkład jazdy w dwie strony, z wyszczególnieniem godzin odjazdu z każdego przystanku na trasie. Jeśli nie zdążycie, czeka kilkukilometrowa wędrówka w dół stromymi serpentynami (podróż autobusem zajmuje około 30 min).
- Nie nastawiajcie się na okazyjne posezonowe zakupy sprzętu biegówkowego lub ubrań narciarskich. W sklepach sportowych dominuje już letni asortyment, sporadycznie można trafić na pojedyncze sztuki zimowego wyposażenia.
- Rozważcie zostawienie samochodu w domu. Do Ramsau można komfortowo dojechać pociągiem EuroCity Polonia z Warszawy i Katowic (jedna przesiadka w Leoben na pociąg do Schladming, skąd do Ramsau dowozi autobus) lub nocnym pociągiem z przesiadką w Wiedniu. Ceny biletów zaczynają się od 39 euro na odcinek Warszawa – Loeben, dalej trzeba kupić oddzielny bilet. Choć koleje austriackie są drogie, oferują wiele zniżek, w tym szczególnie wartą polecenia zniżkę „Spar Schiene”. Podróż świetnie funkcjonującymi austriackimi kolejami sama w sobie może być przeżyciem. Pociąg jedzie trasą pierwszej historycznej linii górskiej, wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO – przez Przełęcz Semmering, skąd rozpościerają się piękne widoki. Na miejscu, w samym Ramsau i okolicy, skutecznie zadbano, by turysta nie musiał poruszać się samochodem.
Autor wszystkich zdjęć w tekście: Piotr Manowiecki/Biegówki pod Tatrami
ekstra tekst, dobrze, że pisze tutaj tak ciekawa persona.
Dziękuję! I odwzajemniam (na piśmie) pisarskie uznanie.