Zawsze uparta i pewna siebie. Kiedyś uznała, że aby postawić na biegi, musi zostać najpierw Mistrzynią Polski. Udało się prawie od razu i od tamtej pory jej życie kręci się wokół dwóch desek. Ubogi wówczas narciarsko kraj wypuścił na świat jedną z najlepszych zawodniczek w historii.
Dziesięć lat temu, w sezonie olimpijskim 2001/2002 zadebiutowała w Pucharze Świata. Dołączyła do kadry narodowej, która w tamtym czasie znaczyła mniej więcej tyle, ile znaczą piłkarze San Marino. Młodemu Maciejowi Kreczmerowi raz udało się uzyskać 39. lokatę, a Janusz Krężelok miejsca siedemdziesiąte przeplatał tymi w okolicach trzeciej dziesiątki. W Salt Lake City zajął 9. miejsce w sprincie „łyżwą”, co okazało się największym polskim sukcesem w sezonie.
Nie inaczej było wśród kobiet – zarówno Dorota Kwaśny, jak i Magdalena Oleksiuk jeździły na Puchary Świata podpisywać listy z wynikami. Miejsca 90., 88., 84. to ówczesny dorobek naszych zawodniczek. Małym wyjątkiem, a może „mini-cudem Justyny”, była rywalizacja we włoskim Asiago. W swoim drugim pucharowym starcie młoda Polka wywalczyła pierwszy punkt klasyfikacji generalnej. Na czym polegał ów cud? W tym samym wyścigu pozostałe wspomniane panie zanotowały najlepsze wyniki w sezonie – Kwaśny była 32. wyprzedzając o jedno oczko swoją koleżankę.
To były początki. Sportowa Polska żyła fenomenem Małysza i sukcesami piłkarskiej kadry w eliminacjach do MŚ. Dziś, po 11 latach od tamtej chwili, trochę się pozmieniało – Orzeł z Wisły ściga się samochodem, a po zwycięstwach „kopaczy” zostały zdjęcia. A gdzie przez ten czas dotarła Kowalczyk? Na sam szczyt narciarskiego świata.
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Od biegania za piłką do złota w Vancouver
Oto fragment biografii zawodniczki, który opisuje jej zawiłe początki treningów: Rywalizowała w biegach płaskich, przełajowych, grała w koszykówkę i piłkę ręczną. Do narciarstwa przekonał ją (…) Stanisław Mrowca, jej pierwszy trener w klubie Maraton Mszana Dolna, do którego trafiła w siódmej klasie szkoły podstawowej. Rok później Justyna obiecała, że jeśli zostanie mistrzynią Polski młodzików, zacznie na poważnie trenować biegi. Po sześciu miesiącach treningów przyszło zwycięstwo – w biegu na 3 km stylem klasycznym, gdzie wygrała z przewagą prawie minuty. A ponieważ Kowalczyk nie zwykła łamać złożonych obietnic, swoją przyszłość związała z nartami.
Podczas trudnego okresu w Szkole Mistrzostwa Sportowego Kowalczyk została zauważona przez Aleksandra Wierietielnego. Mimo przynależności klubowej realizowała program „kadrowy”, którego bezpośrednim owocem jest dzisiejszy team. Zadebiutowała w sezonie olimpijskim, w którym zdobyła nawet punkt Pucharu Świata. Wyniki przyszłej mistrzyni olimpijskiej nie przyszły nagle – pierwszy poważny sukces przypadł na następny sezon olimpijski. Srebrna medalistka juniorskich MŚ z Sollefteå (2003) u progu 2006 roku wspięła się na podium najważniejszego cyklu świata. Zajmując trzecie miejsce w swoim koronnym biegu na 10 km „klasykiem” w Ottepaeae dała do zrozumienia, że jeszcze będzie o niej głośno. Miała rację – niespełna dwa miesiące później na jej szyi zawisł brązowy medal Igrzysk Olimpijskich. – Na Igrzyskach w Turynie odjechałam rywalkom, ale byłam zbyt młodziutka i głupiutka, żeby wygrać – komentowała po latach tamten bieg.
Kolejnych wydarzeń historycznych dokonała już rok później – stała się pierwszą polską zwyciężczynią biegu Pucharu Świata. Tak jak w przypadku debiutanckiego podium dokonała tego również w Ottepaeae i również na 10 km klasykiem. Justyna wielokrotnie podkreśla, że to właśnie jej ulubiony dystans. Podczas mistrzostw w Sapporo jej najlepszym występem był ten na 15 km na dochodzenie, w którym zajęła 9. lokatę.
Rok później Kowalczyk na stałe zagościła w światowej elicie. Sezon zakończyła na trzecim miejscu sześciokrotnie stając na podium poszczególnych zawodów (raz zwyciężyła). Od tamtej pory nie zeszła już z klasyfikacyjnego „pudła”. Kiedy zainteresowanie mieszkanką Kasiny Wielkiej sukcesywnie wzrastało, kalendarz sezonu 2008/09 poinformował miłośników nart, iż czas jechać do Liberca. Ten, kto widział tamten czempionat na żywo wie, że w jego trakcie miały miejsce szczególne wydarzenia: we wszystkich trzech zaplanowanych startach Kowalczyk stawała na podium. Brąz wywalczyła na 10 km „klasykiem”, a dwa złote medale zdobyła w biegu łączonym i na 30 km techniką łyżwową. Zimę zakończyła z Kryształową Kulą – pierwszą w biegowej historii kraju. W Polsce rozpętała się Justynomania – weekendowe potyczki śledziły miliony kibiców, a każde zawody transmitowała publiczna telewizja. W życiu biegaczki pojawiły się media, wywiady i wszechobecna popularność. Nastał jej czas i to w najlepszym możliwym momencie – osłodziła w Libercu słabsze wyniki Małysza, a zrobiła to u progu Igrzysk w Vancouver…
…które okazały się największym dotychczasowym sukcesem Justyny Kowalczyk. Podczas kanadyjskiego święta sportu błyszczała formą, jednak w każdym wyścigu była o krok za powracającą do wielkiej formy Marit Bjoergen. Ze srebrem zakończyła sprinty, a brąz wywalczyła w biegu łączonym. Role odwróciły się dopiero na najdłuższym dystansie – 30 km przebiegła o pół buta szybciej od największej rywalki wprowadzając w stan euforii całą sportową Polskę. Sezon olimpijski przypieczętowała drugą z rzędu Kryształową Kulą (i jako pierwsza zawodniczka przekroczyła magiczne 2000 pkt.). Przeszła do historii narciarstwa sięgając w jednym sezonie po Puchar Świata, złoto olimpijskie i zwycięstwo w Tour de Ski – czego do tej pory zazdrości jej Marit.
Ostatnie sezony pamiętamy już doskonale – MŚ w Oslo Kowalczyk zakończyła z trzema medalami (dwa srebra i brąz). Sezon 2010/11 po raz trzeci zwieńczyła odebraniem Pucharu Świata. Rok później zawzięcie toczyła bój o czwartą z rzedu wiktorię, jednak w ostatnich wyścigach musiała uznać wyższość swojej największej rywalki. Mimo porażki w „generalce” Justyna odniosła w tamtym sezonie swoje najważniejsze zwycięstwo – na ojczystej ziemi w Szklarskiej Porębie. Organizacja Pucharu Świata wypadła na dobrym poziomie, dzięki czemu władze miasta zgłosiły chęć organizacji tej rangi wyścigów aż do 2020 roku.
Sezon przedolimpijski 2012/13 to ponownie triumf Justyny. Mimo różnych wyników (27 miejsce w Gallivare na inauguracji!) udało jej się aż jedenastokrotnie stanąć na podium (bilans 6-4-1). Oprócz sukcesów pucharowych dokonała rzeczy niemożliwej – po raz czwarty z rzędu nie miała sobie równych w Tour de Ski. Taki wynik jeszcze długo będzie przywoływany przez ekspertów i historyków. Końcowy, ponad pięciuset punktowy triumf nad drugą Johaug był spowodowany prawie dwumiesięczną absencją Bjoergen, która…
Zdrowie przeciw chorobie
…nabawiła się – jak oficjalnie powiedziano – problemów z sercem. Teorii spiskowych jest wiele, a ta, którą najbardziej lubią polskie media mówi o przekroczeniu dawek środków dopingujących lub „doigraniu się” po zażywaniu Symbicortu (lek na astmę).
O norweskiej astmie świat po raz pierwszy usłyszał podczas Igrzysk w Vancouver. Tam – nieco lekkomyślnie – Justyna Kowalczyk krytycznie wypowiedziała się o nowych praktykach Norweżek. – A cóż ja mogę powiedzieć o Marit? Przyjechała tu się nawdychać, a potem biegać, i niech się tym zajmie (…). Marit czuje się widocznie zagrożona, bo dobrze wie, że bez tych swoich „pomagaczy”, nie bardzo miałaby tu co robić ze mną i innymi dziewczynami – wypaliła wówczas. Co prawda po kilku dniach przeprosiła za swoje zachowanie mówiąc, iż nie miała na myśli konkretnych osób, ale problem ogółem, to jednak niesmak w sztabie z kraju fiordów został. Tak zaczęła się polsko-norweska wojenka.
– Cała norweska sztafeta to astmatyczki. Zachorowały po MŚ w Libercu, gdzie medal zdobyła tylko Steira. Nawet w sztafecie nie były na podium – zarzucała wielokrotnie Kowalczyk.
Najlepsza polska biegaczka w historii zauważa, że pewne „ułomności” są stosowane w różny sposób. W jednym z wywiadów opowiada o swoim niskim poziomie hemoglobiny pytając retorycznie, dlaczego nie może stosować EPO do dozwolonych granic?
W jej walkę z przyzwoleniem na doping włączyła się po MŚ w Oslo Petra Majdić, a także była estońska olimpijka Kristina Smigun. Wspólnie zajmują jedno stanowisko – jeżeli rzeczywiście te leki w niczym nie pomagają, to niech wszyscy, którzy je biorą, przyznają się do tego. Justyna podkreśla, że nie „wytyka” problemu astmy personalnie, a jedynie ogólnie. Niestety media kształtują swój własny, zniekształcony obraz, stąd nieporozumienia i – łagodnie mówiąc – zimne relacje pomiędzy Kowalczyk i Bjoergen.
27-krotna zwyciężczyni Pucharów Świata jasno podkreśla, że nigdy nie wzięłaby leków poprawiających wydolność. Twierdzi, że lepiej jest uczciwie przegrać, niż nieuczciwie zwyciężyć. – W erze asmatyków srebro jest złotem – powiedziała po zajęciu drugiej lokaty w Oslo.
Polacy ruszyli na trasy
Doskonałym przykładem wzrostu popularności narciarstwa biegowego w Polsce będzie moja osobista anegdota: Parę długich lat temu podczas pobytu w Szklarskiej Porębie wybrałem się na narty do Harrachova. Mijając ośrodek w Jakuszycach zauważyłem na pustym wówczas parkingu bus PZN, a obok niego znajomo wyglądającą osobę spokojnie przygotowującą się do treningu. Nie wiedziałem wtedy, kim jest ta postać, więc pojechałem dalej. Kilka miesięcy później ta sama osoba wywalczyła brąz w Turynie, a mi było zwyczajnie głupio. Dzisiaj jest inaczej. Wokół zapinającej buty Kowalczyk stałoby trzynastu dziennikarzy i sześciuset kibiców, o ile w ogóle bus, którym przyjechała znalazłby wolne miejsce postojowe. Dzisiaj inny jest też cel moich podróży – zamiast jechać do Harrachova, zatrzymuję się w Jakuszycach…
Niegdyś niedoceniane narty biegowe stały się nieodłącznym elementem polskiego krajobrazu. Narciarzy spotkamy nie tylko w ośrodkach pokroju Jakuszyc czy Kubalonki, ale także w Warszawie, Wrocławiu, Krakowie, a nawet Szczecinie czy Gdańsku. Polskę opanował szał – o dyscyplinie piszą media, na biegówkach pokazują się celebryci, a parkingi w pobliżu tras pękają w szwach. Czemu lub komu zawdzięczamy ten fenomen? Justynie Kowalczyk i jej medalom. To ona sprowadziła do nas skandynawską modę na biegówki, to ona przyprowadziła do Polski Puchar Świata i to wreszcie dzięki niej każdego roku wytyczane są dziesiątki nowych ścieżek. Zapanowała nowa moda. Polska nie stała się przecież nagle krajem prosportowym – ktoś musiał temu procesowi pomóc.
Doktor Justyna czytuje po rosyjsku
Niewiele czasu ma prywatnie zawodowy sportowiec. A to treningi, a to obozy, a kiedyś przecież trzeba jeść, spać i zaspokoić sponsorów. Kiedy jednak „Justysia” wygospodaruje trochę wolnych minut, najczęściej sięga po książkę lub dobry film, który – jak przyznaje – zwykle przerywa i kładzie się spać. Tak, tak… życie sportowca to nie same zwycięstwa i wywiady. To praca okupiona wieloma łzami i wyrzeczeniami.
Jak przyznaje na swojej stronie internetowej, na każdy wyjazd zabiera ze sobą torbę wypełnioną książkami. Miała już w swoim życiu okres fascynacji Gombrowiczem i literaturą francuską. Zaczytuje się także w dziełach rosyjskich pisarzy, które chętnie czytuje w oryginale. Dzięki bliskiej współpracy z trenerem Wierietielnym (obywatel Polski, urodzony w Finlandii Białorusin, który uczył się w Kazachstanie) często obcuje z kulturą wschodnią. To z Rosjanami Polka najczęściej trenuje i rozmawia przy okazji startów.
W 2009 roku Justyna obroniła pracę magisterską pt. „Analiza obciążeń treningowych Justyny Kowalczyk w sezonie 2002 – 2003″. Dwa lata później rozpoczęła starania o tytuł doktora.
Wiele medali, pucharów i dyplomów to nie wszystkie eksponaty, jakimi poszczycić się może Justyna. Z rąk Prezydenta RP odebrała Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, a także Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Oprócz tego cztery razy z rzędu została Sportowcem Roku w plebiscycie Przeglądu Sportowego (2009-2012), czterokrotnie odbierała Wiktora dla najpopularniejszego sportowca, ponadto zostawała Człowiekiem Roku, Kobietą Roku i Najpiękniejszą Polką magazynu Viva.
Justyna Kowalczyk to swego rodzaju fenomen. Kraj, w którym narciarstwem interesowali się do niedawna tylko górale, wypuścił na świat zawodniczkę, która śmiało i dziarsko wchodzi na karty sportowej historii. Oby robiła to jak najdłużej, ponieważ nie ma dla kraju lepszej promocji, niż ta poprzez sukcesy w sporcie.