Na trzy edycje tylko jedna odbyła się na nartach. Żaden narciarz nie pobiegł też po ulicy. Dlaczego w Dusznikach-Zdroju zawalono tak świetną ideę?
To powinien być hit. Zacięta rywalizacja czołowych amatorów po wąskich i stromych ulicach miasta. Łeb w łeb pod górę. Zjazdy, zakręty i niepowtarzalna atmosfera, której ciężko dorównać na tradycyjnych biegach w terenie. Kameralna sceneria, ciekawi ludzie i poczucie przynależności do społeczności będącej prekursorem nowych standardów. Śladem pomysłu FIS w Dusznikach-Zdroju planowano organizację wyścigów narciarskich po wyłączonych z ruchu ulicach miasta. Jak w Sztokholmie, Düsseldorfie, a nawet włoskim Mediolanie. We wszystkich tych miejscach idea przyjęta została z wielkim entuzjazmem. W stolicy Szwecji chwyciła tak mocno, że karuzela Pucharu Świata kręci się tam prawie co zimę. A ile to musi kosztować? Na pewno sporo – to w końcu tamtejszy sport narodowy! W dolnośląskim uzdrowisku nie miało być ani transmisji telewizyjnej, ani międzynarodowych sław, ani też powalających z nóg nagród finansowych. Patrząc okiem laika, wystarczyło przygotować bieg, tylko trochę angażując w to miejskie władze. Mieszkańcy maleńkich Dusznik raczej nie mieliby za złe, by przez tydzień parkować swój samochód trochę dalej od domu. Ulicę czy dwie spokojnie można było zamknąć. Do tego meta w rynku, a jeśli nie tam, to na innej, niezbyt ruchliwej uliczce. I proszę – impreza najwyższych lotów gotowa. Niestety tak się nie stało.
„Miasto nie pomaga”
Bieg Ulicami Miasta tylko w nazwie ma coś innego, niż mają wszyscy. Z wielkich planów zostało boisko w parku i mnóstwo zakrętów, by na małej przestrzeni zmieścić jak najdłuższą pętlę. Czasem w środowisku śmiano się nawet, że Stowarzyszenie Razem mogłoby zmienić skrót na anglojęzyczny. Zamiast polskiego BUM byłby BOOM – Bieg OkOlicami Miasta. Smutna to, ale jednak prawda – z projektowanym kształtem impreza wspólnego ma niewiele.
Jedna z pomysłodawczyń wydarzenia Wiesława Zagaja żali się, że w wyjściu narciarzy na ulicę od początku przeszkadzały władze miasta. Jej zdaniem to właśnie ze strony urzędu nie napłynęło tak oczekiwane przez organizatorów wsparcie.
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
– Kiedy pierwszy raz przyszłyśmy z BUM-em do Urzędu Miasta, czułyśmy się jak wariatki. Podczas spotkania z jego przedstawicielami nie padły żadne konkrety. Miałyśmy poczucie, że nasze chęci postrzegane były na zasadzie: „co te baby sobie myślą?”. Ani nie odesłano nas z kwitkiem, ani z zapewnieniem pomocy. W międzyczasie pozyskałyśmy sponsora (Milkę), który bardzo pomógł nam finansowo. Miasto wsparło nas kwotą 12 tys. złotych i minimalną współpracą na polu technicznym. Był ratrak. Ale coś więcej? Spytać, czy w czymś pomóc? Doradzić? Chciałyśmy zrobić coś dla Dusznik. Duszniki dla nas absolutnie nie – wspomina pierwszą edycję Zagaja. Jak przekonuje pomysłodawczyni biegania po ulicach, wydarzenie doszło do skutku tylko dzięki pracy wolontariuszy. Ci, za własne pieniądze, jeździli z ulotkami, bannerami i plakatami. W wolnym czasie, często bez pojęcia o sprawie, pisali oficjalne pisma, angażowali sponsorów i ludzi na innych szczeblach władzy. Kiedy okazało się, że rywalizacja po drogach publicznych nie dojdzie do skutku, własnym sprzętem kosili trawę na miejskim boisku. Dlaczego własnym? Bo w mieście powiedziano im, że takiego nie mają.
Prezes Stowarzyszenia Razem: – W ogóle się nami nie zainteresowali. Same opracowałyśmy plan tras, schemat objazdów i innych istotnych kwestii. Żeby ten bieg faktycznie był ulicami miasta. Chociaż trochę. Pierwotny szkic zablokowała policja, która nie mogła zaakceptować naszych propozycji. Później przerzuciliśmy się na opcję B – trochę park, trochę ulica. Kiedy i tutaj postawiono nam przed nosem ścianę, wylądowaliśmy tylko w parku. Jestem pewna, że gdyby choć trochę zaufano naszej idei, BUM mógłby się odbyć nawet na głównej alei Dusznik – wyjaśnia przyczyny fiaska pomysłu Zagaja. Reklamowany przez olimpijkę Weronikę Nowakowską-Ziemniak nowatorski festiwal nart – zamiast wyznaczać w Polsce nowe trendy – wylądował na ciasnym boisku. Organizatorki, choć odniosły sukces, czuły się upokorzone. Przez kolejne dwie edycje biegi planowano już w tym samym miejscu. Rozmów na temat wyjścia z nartami na ulice więcej nie prowadzono.
Burmistrz: Pomagamy!
Z powyższymi zarzutami absolutnie nie zgadza się burmistrz Dusznik-Zdroju, który twierdzi, iż zdaje sobie sprawę z potencjału drzemiącego w idei biegania po ulicach. Andrzej Rymarczyk w rozmowie telefonicznej kilkakrotnie podkreślał znaczenie imprezy organizowanej przez Stowarzyszenie Razem. Słowami organizatorów poczuł się urażony.
– Jeśli w „Razem” naprawdę uważają, że im nie pomagamy, to może w ogóle powinniśmy przestać się nimi zajmować? Kiedy słyszę, że miasto nie wspiera pomysłu na bieg narciarski, ogarnia mnie złość. Proszę odpowiedzieć sobie na pytanie, kto wyratrakował trasy przed pierwszą edycją? Kto udostępnił tyczki, barierki i inny sprzęt, bez którego BUM nie miałby prawa wystartować? Nie wspomnę już o hali sportowej, którą na cztery dni zamykamy dla innych korzystających. Nie wydaje mi się, żeby te wszystkie działania można było nazwać „brakiem wsparcia” – grzmi Rymarczyk, który problemem wydawał się lekko zaskoczony. Jak zapewnia burmistrz, gdzie tylko ma szansę promować swoje miasto, posiłkuje się m.in. rewolucyjnym na narciarskiej mapie Polski wyścigiem.
W Urzędzie Miasta panuje przekonanie, że pierwsza edycja biegu zakończyła się sukcesem. Gdyby tylko kontynuować trend, dziś o imprezie mówiono by zupełnie inaczej. Zdaniem Rymarczyka źródłem problemów nie jest brak miejskiej pomocy (za argument przywołuje on przekazane Stowarzyszeniu fundusze), ale roszczeniowa postawa jego członków.
– Nie wiem, co wyobrażali sobie członkowie Stowarzyszenia Razem, gdy wpadali na pomysł organizacji BUM. Jeśli panie chciały być organizatorkami, to one muszą teraz ponieść wszelkie konsekwencje z tego wynikające. My w mieście mamy wiele innych imprez, i przy żadnej nie ma ze strony twórców takiej postawy, jaką reprezentuje się w przypadku tego wydarzenia. Czy my powinniśmy wstrzymać naszą pomoc dla Festiwalu Szopenowskiego, żeby skoncentrować się tylko i wyłącznie na biegówkach? – pyta retorycznie burmistrz, który zauważa, że w 3. edycji Biegu Ulicami Miasta „więcej osób zaangażowało się chyba w przygotowania, niż udział”. I chociaż urzędnicy już w 2012 roku zaproponowali na wypadek braku śniegu Jamrozową Polanę, dopiero teraz w Stowarzyszeniu zaczynają akceptować taką ewentualność.
Sponsorzy się zmyli
Niejeden organizator chciałby mieć takie finansowanie, jakim poszczycić mógł się Bieg Ulicami Miasta w premierowej edycji. Fioletowa krowa Milki przez dwa lata dawała się doić tak obficie, że reklamy imprezy wykupywano w największych krajowych mediach. Współpraca z producentem słodyczy układała się znakomicie. Centrala firmy ufała Stowarzyszeniu, a Stowarzyszenie ufało centrali. Przez dwie pierwsze edycje udało się zbudować całą bazę przygotowawczą, zawrzeć kontakty, ustalić szczegóły współpracy. Wszystko w miłej atmosferze. Niestety dla organizatorów korporację zastały zmiany kadrowe.
– Mniej więcej we wrześniu 2013 roku skontaktowałam się z osobą odpowiedzialną za wsparcie naszej imprezy. Gdy usłyszałam, że przychylny nam człowiek zostanie zmieniony na stanowisku, domyśliłam się, że czekają nas problemy. Nie myliłam się. Nowa ekipa nie chciała przedłużać współpracy. Z wydrukowanymi bannerami, plakatami i ulotkami zostaliśmy na częściowym lodzie. A dwa miesiące później już na całkowitym – wspomina Zagaja, dla której utrata kolejnego sponsora oznaczała potężne kłopoty finansowe.
Bank PKO – jak twierdzi Prezes Zagaja – zachował się bardzo nieelegancko. O ile sprawa Milki od początku była przejrzysta, o tyle bankierzy zwodzili Stowarzyszenie do ostatniej chwili. Najpierw odwlekano korespondencję, później nakazano czekać, aż wreszcie zakomunikowano: „Angażujemy się gdzieś indziej”. W tej sytuacji widmo całkowitego odwołania 3. edycji stało się bardzo prawdopodobne. Wszelkimi siłami udało się zebrać fundusze na najpilniejsze potrzeby organizacyjne. Ale znów zabrakło śniegu…
Zima nie trzyma
Niefortunna lokalizacja to na pewno wada dolnośląskiej imprezy. Duszniki-Zdrój nie są typowo górską miejscowością, w której niezależnie od pogody na nizinach i tak padać będzie śnieg. Taka sytuacja obserwowana jest dopiero od wysokości około 1000 metrów. Jakuszyce, Zieleniec, Zakopane – tam aura rządzi się innymi prawami. Ale nie na dole, na niespełna 600 metrach n.p.m. Ujmując rzecz statystycznie, aż 67% prób biegania na nartach na BUM spaliło na panewce. Zamieniając to na ułamek dziesiętny, wynosi on aż 2/3.
Brak odpowiednich warunków śniegowych podczas 2. i 3. edycji BUM wymusił na Stowarzyszeniu daleko idące zmiany programowe. Zamiast tak wyczekiwanych nart biegowych pojawiły się zwykłe sportowe trampki. W biegach, mimo radykalnej reformy planów, i tak wystartowało mnóstwo zawodników. Duża ich część, zachęcona atmosferą, wystąpiła na kilku dystansach. Chodzili też z kijami. Było miło, kameralnie, ale z potężnym niedosytem. Z poczuciem, że tak nie może być wiecznie. Jak twierdzi burmistrz Rymarczyk, niewykluczone, że to właśnie porażka z aurą była jedną z przyczyn wycofania się najważniejszych sponsorów. Jeśli przypuszczenia te są prawdziwe, déjà vu z roku następnego tylko ich w decyzji upewniło.
Przyszłość w ciemnych barwach
Chyba niewielu jest w środowisku takich, którzy w nagły zwrot akcji jeszcze w ogóle wierzą. Jeśli są, to na pewno w Stowarzyszeniu Razem, które z wytęsknieniem oczekuje wyborów samorządowych. Jednak nawet korzystna dla nich zmiana władzy nie zagwarantuje, że na ulicach Dusznik-Zdroju na pewno leżeć będzie śnieg. Jeśli nie spadnie ten naturalny, jedyną opcją będzie jego produkcja lub ściągnięcie z gór. A to kosztuje krocie. Jeśli do świnki skarbonki niczego nie wrzuci hojny sponsor, piękne plany na dłużej ugrzęzną w szufladzie. I będzie (prawie) tak, jak jest.
– Nie możemy w nieskończoność czekać na lepsze jutro. Zamierzamy działać. Biegów narciarskich w Dusznikach póki co nie będzie. Pod tą samą nazwą odbędą się na Jamrozowej Polanie. Na pewno wiąże się to z utrudnieniami, ale wierzymy, że to słuszna na tę chwilę droga. W centrum sport też zostanie. Nazwa być może nie pasuje, ale wciąż organizowane będą tam nordic walking i bieg lekkoatletyczny. Ten drugi zmieni swoją formułę. Jesteśmy po wstępnych ustaleniach i mogę powiedzieć, że szykuje się prawdziwa bomba. Ultramaraton po zachodniej części Kotliny Kłodzkiej. W obecnej sytucaji tylko w taki sposób możemy zachęcić ludzi do przyjazdu na naszą imprezę – zapowiada rewolucję Wiesława Zagaja. Ale – jak sama mówi – najważniejsze dalej są narty. Bo od tego się wszystko zaczęło.
To, co dzieje się z Biegiem Ulicami Miasta, nie satysfakcjonuje nikogo. Niezadowoleni są w Stowarzyszeniu Razem, którego członkowie w organizację imprezy rokrocznie wkładają mnóstwo pracy i serca. W Urzędzie Miasta, które – choć wydarzenie odbiera jako sukces – traktuje jego twórców jak niepotrzebny plankton. I wreszcie narciarze biegowi, dla których ten cały zamęt się rozpoczął. Oni też zadowoleni nie są. Bo w Polsce wszyscy liczyli na imprezę wysokiej klasy. Zamiast fascynującej rywalizacji między kamienicami uzdrowiska otrzymaliśmy jednak niesprawny, nieatrakcyjny dla wymagającego sportowca kicz. I ciężko w tym wszystkim znaleźć winnego. Gdyby Stowarzyszenie zeszło z wojennej ścieżki, a miasto uwierzyło w siłę projektu, wciąż można by zrobić z centrum Dusznik-Zdroju polski Sztokholm. Wystarczy po prostu zakopać topór.
Ciekawa lektura. Szkoda, że nie z bardziej optymistycznym zakończeniem.
Moim zdaniem BUM już po pierwszej edycji wykazał, że ciężko będzie stworzyć coś na wzór tego w Szwecji. Niestety, ale warunki pogodowe są bardzo odmienne :(. Ale nie wykorzystanie Jamrozowej Polany też jest błędem! Może więc w perspektywie czasu powstanie coś lepszego!
Całkowicie popieram. Jamrozowa Polana z różnych powodów jest mało wykorzystywana przez amatorów. I to należałoby zmienic. Bieg ulicami miasta – to jakieś mrzonki. Miasta na pewno nie stac na zwożenie śniegu, a wątpię, żeby się znalazł sponsor do organizowania imprezy w takim miejscu. Dusznikom, jeśli chodzi o wygląd, do Mediolanu czy Duesseldorfu sporo brakuje…
A ja tak bardzo pozytywnie byłem nastawiony po edycji 2012 choć tam z pewnych przyczyn nie mogłem wziąć udziału i myślałem, że kolejne edycje tylko bardziej zachęcą innych do stworzenia tak ciekawej idei. Sam byłem amatorem i chciałem by powstało takie albo podobne miejsce dla każdego, kto ma zamiłowanie do biegówek. Niestety, rzeczywistość i czas pokazały co innego.. ;/