Jej sportowe CV otwiera złoto olimpijskie i cztery mistrzostwa świata. Therese, odkąd pojawiła się w Pucharze Świata, zdążyła zdobyć serca setek tysięcy fanów. Utalentowaną, genialną na podbiegach biegaczkę – oprócz wyników – wyróżnia coś jeszcze… Talent i uroda, czy w sporcie kobiecym może być lepsze połączenie?
Niejednokrotnie media, na określenie aktualnej sytuacji w stawce kobiet, używają sformułowania „Wielka Trójka”. Do dwóch tytanek narciarstwa (Justyny Kowalczyk i Marit Bjoergen) śmiało i pewnie niedawno dołączyła urodzona 25 czerwca 1988 w Røros Therese Johaug. Choć wydawać by się mogło, że mierząca niespełna 170 cm wzrostu biegaczka stoi w cieniu doświadczonej rodaczki, prawda jest zupełnie inna. Filigranowa blondynka to w ojczyźnie narciarstwa ikona stylu, urody i ogromny autorytet sportowy. Nie ma dnia, żeby jej twarz nie zdobiła któregoś z lifestylowych czasopism, reklam wszelakich produktów lub wydań wieczornych wiadomości. Czy wystarczającym na to dowodem będzie fakt, iż młodzi Norwegowie naśladują jej charakterystyczny akcent? Fenomen sławy „Tereski” to najlepszy przykład na to, że popularności sportowca nie wyznacza już tylko wynik sportowy. Na równi z nim, a może i wyżej, są dziś charyzma czy styl bycia, a w przypadku kobiet nierzadko uroda. Ostatniej z cech Therese nie brakuje.
Modelka rozchwytywana
– Gdybym nie zajmowała się sportem, pewnie próbowałabym sił w modelingu – rozmarzyła się biegaczka w jednym z wywiadów. Faktycznie, reprezentująca IL Nansen Therese może mieć o czym myśleć, ponieważ jej wartość rynkowa rośnie wraz z każdą sesją zdjęciową. Zawodniczka jest twarzą niezliczonej ilości kampanii reklamowych, a odkąd wygrywa, jest uznawana za najdroższy obiekt reklamowy w kraju. Przed sezonem olimpijskim głównym „Theresebiorcą” stał się producent płatków śniadaniowych Topp Mix, firma United Bakeries (sponsor komercyjnego teamu biegowego, do którego należy m.in. Thomas Alsgaard). Bardzo głośno było też o jej „niebiańskim” kontrakcie z austriackimi liniami lotniczymi. Jak tłumaczył wówczas szef Mapjet Peter Fiers, na pomysł zatrudnienia narciarki wpadł podczas transmisji biegu na 30 km z MŚ w Oslo. – Poszukiwania odpowiedniej twarzy reklamowej zabrały mi kilka lat. Kiedy Johaug zdobywała złoty medal, byłem pewien kogo chcę dla reklamy moich odrzutowców, właśnie tej odrzutowej biegaczki – stwierdził.
Peter Fiers nie był jedynym, którego urzekł pamiętny bieg na 30 kilometrów. Gdy na 5 mln obywateli, prawie 30% z nich na żywo śledziło rywalizację, Therese nie miała jeszcze żadnego (!) osobistego sponsora. – Do końca dnia zadzwoniło dziesięciu zainteresowanych, przez cały tydzień lawina trwała w najlepsze. W końcu przestaliśmy odbierać telefony – wspominał ten okres menedżer Joern Ernst. Oszacowano, że dzięki jednemu zwycięstwu jej wartość reklamowa w ciągu kilku dni wzrosła trzykrotnie.
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Jak na antenie NRK podkreślała sama zainteresowana, cieszy się, że może czasem oderwać się od cyklu treningowego. – Pozowanie mi nie przeszkadza. Wręcz odwrotnie, jest to zabawa, podczas której otrzymuję dodatkową porcję motywacji. Nie można być do bólu poważnym i mieć tylko jedno zajęcie, ponieważ ono może szybko się przejeść i doprowadzić do niebezpiecznej rutyny – tłumaczyła.
Bjoergen spada z tronu
Ktoś wiele zyskał, więc stracić musiał ktoś. Norweski świat sportu to zima, narty i jeszcze raz śnieg. Nie dziwi więc, że narodowym dobrem są tam narciarze. To o nich się mówi, ich zaprasza do telewizji i im proponuje intratne kontrakty. Za najbardziej popularnych sportowców przez lata uchodzili Petter Northug i jego damski odpowiednik Marit Bjoergen. Właśnie ten duet najprawdopodobniej stracił najwięcej na pojawieniu się Therese Johaug. Od wspomnianego wcześniej biegu w Oslo cały celebrycki „światek” zatrząsł się w posadach.
Jakiś czas temu środowisko biegowe obiegło zdjęcie, na którym Marit z uśmiechem prezentuje swój przerośnięty biceps. Obok niej stoi schludnie ubrana i drobna Johaug. Norwegia zobaczyła, oceniła i punkt – rzecz jasna – przyznała tej drugiej. Gladiator versus nimfa – grzmiał internet. Podobnie było i wciąż jest z Northugiem, choć tu bardziej od wyglądu oceniana jest kultura i savoir-vivre. Nudne, coraz częściej irytujące obelgi wobec Szwedów pogrążają członka Team Coop szybciej, niż mu się wydaje. Jaki wybór ma lokalny kibic? Albo dalej będzie kochał Pettera, albo poszuka sobie kogoś, kto z szacunkiem odnosi się do konkurentów. Czy to prosty PR? Dysponując tak wielkim potencjałem i „rynkiem” do jego uwolnienia ciężko aby cokolwiek poszło źle.
Detronizacja Marit odbywa się również na innych płaszczyznach. Doskonale przepracowany okres przygotowawczy i udoskonalenie techniki biegu pozwoliły popularnej „Teresce” poważnie myśleć o Igrzyskach w Soczi. Świetna dyspozycja wystarczyła do zwycięstwa w tradycyjnym wrześniowym teście sprawnościowym w Lillehammer. Pięciokilometrowy podbieg na nartorolkach i dwukilometrowa wspinaczka z kijami poszła Johaug tak dobrze, że nie tylko pokazała plecy rywalkom (przewaga nad Steirą wyniosła ponad minutę), ale także pobiła rekord trasy. Podziwu nie krył nawet trener Egil Kristiansen: – Therese jest o wiele silniejsza niż jeszcze w marcu, zwłaszcza w odpychaniu się kijkami. Poza tym wyraźnie nadrobiła braki techniczne. Jeżeli teraz połączy swoją nową siłę z zaciętym charakterem, może być bardzo ciekawie – przyznał.
Wejście smoka
Kariera Therese to stale przyspieszająca lokomotywa. Zanim jednak zadziwiła świat na Alpe Cermis, wsławiła się pewnym niecodziennym osiągnięciem. Inspirowana osiągnięciami Bente Skari rozpoczęła treningi na farmie w Dalsbygda, gdzie się wychowywała. Przez wiele lat śledziła telewizyjne transmisje by w końcu sama znaleźć się po drugiej stronie ekranu. 27 stycznia 2007 roku powołano ją na Puchar Świata w estońskiej Otepää, podczas którego zdołała zdobyć swoje pierwsze punkty rankingowe plasując się na 8. pozycji w biegu na 10 km „klasykiem”. Z takim właśnie dorobkiem (32 oczka) wsiadła do samolotu do Sapporo. Na mistrzostwa poleciała po naukę, jednak kierownictwo ekipy zgłosiło ją tylko do „trzydziestki” techniką klasyczną. Wystarczyło. Niespełna 19-letnia wówczas Johaug podziękowała za szansę zdobywając swój pierwszy medal seniorskiej imprezy. W towarzystwie Finki Virpi Kuitunen i rodaczki Kristin Steiry stanęła na najniższym stopniu japońskiego podium. Nowa bohaterka – ku zdziwieniu mediów – nie wdarła się przebojem do kadry. Jeszcze tej samej zimy pojechała do Tarvisio na Mistrzostwa Świata Juniorów, skąd wróciła ze złotem w sztafiecie i brązem za dziesięciokilometrowy skiathlon. Puchar Świata odwiedziła już tylko raz, ponownie pokazując w nim klasę. Jako trzecia minęła linię mety biegu na 15 km w szwedzkim Falun.
W następnym sezonie trener zaufał umiejętnościom Teresy, dlatego młoda Norweżka całą zimę 2007/08 kolekcjonowała punkty Pucharu Świata. Było ich dokładnie 403, co pozwoliło zawodniczce na zajęcie dobrego, 18. miejsca w „generalce”. Oprócz zmagań na najwyższym szczeblu znalazła też czas na udział w kolejnym juniorskim czempionacie (MŚJ odbywają się każdego roku). Zawody przeniesione z Istebnej do Malles Venosty przyniosły jej trzy złote śnieżynki – za biegi na 5 i 10 km oraz sztafetę.
Sezon mistrzowski rozpoczął się dla obrończyni podium z Sapporo znakomicie – już w La Clusaz zgarnęła do puli 60 pkt. za bieg na 15 km „łyżwą”. Po genialnym triumfie w podbiegu pod Alpe Cermis (którego z wyjątkiem sezonu 2009/10 stała się etatowym zwycięzcą) mówiono o czarnym koniu czeskich mistrzostw. Arena Vesec nie okazała się jednak dla narciarki łaskawa. Dziesiąte, szóste, a potem dwa czwarte miejsca (w tym sztafety!) sprawiły, że Teresa, podobnie jak cała reprezentacja, wróciła z Liberca na tarczy. Przełom miał nastąpić w Vancouver, jednak zamiast olimpijskiej dyspozycji, nadszedł olimpijski kryzys. Ponad 50 sekund straty w biegu łączonym, półtora minuty na lubianej przez nią trzydziestce i humorów nie poprawiło nawet drużynowe złoto. W blasku fleszy stanęła Marit, a siła młodości musiała poczekać…
We właściwym miejscu, o właściwej porze
…następny rok. Machina wreszcie odpaliła, a stało się to w najlepszym możliwym czasie – na legendarnym, a co najważniejsze „własnym” Holmenkollen. Do 5 marca 2011 roku Johaug ani razu nie była nawet druga w pojedynczym indywidualnym biegu Pucharu Świata. Na jej szyi wisiało złoto w Vancouver, w pamięci zostawały sporadyczne podia w „etapówkach”, a nawet znakomite drugie miejsce w Tour de Ski. A zwycięstwo? To przyszło dopiero w Oslo. Kilkadziesiąt tysięcy widzów na trybunach i ponad milion przed telewizorami było świadkami narodzin nowej gwiazdy na niebie światowego narciarstwa. W pokonanym polu na 30 km „łyżwą” Therese zostawiła multimedalistkę Bjoergen i zmęczoną walką z „koalicjantkami” Kowalczyk. Śpiewanie hymnu tak przypadło jej do gustu, że już tydzień później na Salpausselce w Lahti powtórzyła swój wyczyn. Tym razem już w walce o Kryształową Kulę. Na taki triumf urocza sportsmenka czekała bardzo długo, jeśli wziąć pod uwagę czas, który upłynął od pierwszego podium w Estonii. Kolejnej zimy (2011/12) zaniechano pomówień o ewentualnym przypadku: 2 zwycięstwa i łącznie 9 lokat na „pudle”, a do tego trzecia pozycja w Tour de Ski pozwoliły jej na zajęcie pierwszego w karierze podium na zakończenie sezonu. Dokonała tego z rekordowym dla siebie rezultatem 1787 pkt.
Rok przedolimpijski dał narciarzom klasycznym możliwość sprawdzenia się w walce o najwyższe cele. Areną zmagań o laury Międzynarodowej Federacji po dziesięciu latach ponownie była włoska Val di Fiemme. Teren, na którym Johaug czuje się świetnie. Królowa Alpe Cermis, jak okrzyknęli ją Norwegowie, nie mogła zawieść w miejscu, w którym ledwie półtora miesiąca wcześniej zacięcie goniła Justynę Kowalczyk. Po niemalże sprinterskim finiszu uznała wyższość rewelacyjnie dysponowanej Bjoergen, ale odwet wzięła w najszybszym możliwym terminie – na 10 km dowolną techniką. Uskrzydlona drugim indywidualnym złotem pomogła drużynie w marszu po triumf w sztafecie, a na koniec, choć drugoplanowo, ugrała jeszcze brąz na „trzydziestkę”. Na podium w Falun stanęła tuż obok Polki, pieczętując tym samym najlepszy sezon w karierze
Przebojowa, utalentowana i szalenie odważna – tymi trzema cechami można określić młodą gwiazdę norweskiego sportu. Choć brakuje jej m.in. indywidualnego złota olimpijskiego czy triumfu w Tour de Ski, śmiało zapowiedziała, że jak najszybciej chce „uzupełnić braki”. Znając jej północny charakter, nie można w to nie uwierzyć.