W nieustanne zdumienie wprawiają nas skrajnie różne odczucia w zależności od pory roku. Bez śniegu to jeden z najnudniejszych szlaków (chyba że się go biegnie) i unikamy go jak ognia – cały czas w lesie, szeroka, kamienista droga zaopatrzeniowa do schroniska. Za to zimą lubimy tędy chodzić, bo droga szybko ubywa, a w nagrodę czekają piękne widoki na Hali. Na śladówkach czy backcountry jesteśmy zdecydowanie szybsi od skiturowców i pieszych.
Ci pierwsi zresztą wypytują, co to za dziwne narty, a w ich oczach widać błysk zazdrości, że oni tak wolno, a my pędzimy (z góry role się odwracają). W przeciwieństwie do innych szlaków, spotyka się tu zimą prawie tylko kwalifikowanych narciarzy i turystów (foki, raki i czekany są na porządku dziennym). Uwaga: gdy jest jeszcze mało śniegu, np. na początku zimy, gdzieniegdzie mogą przecierać kamienie, za to na wiosnę śnieg długo się tu utrzymuje.
Dobrze mieć ze sobą foki – bywa, że w ogóle nie trzeba ich zakładać, ale często droga jest wyślizgana przez dojeżdżające do Murowańca samochody i bez fok podejście wymaga herkulesowej siły albo zaciętości Justyny Kowalczyk. Zjazd (w zależności od warunków) nie należy do najłatwiejszych: często pośrodku drogi zostaje bula śnieżna, pół biedy, jeśli jest zamarznięta, gorzej, gdy śnieg jest kopny, a boki drogi wyślizgane.