Bywają zimy mroźne i śnieżne. Wtedy w każdej niemal miejscowości górskiej pojawiają się ratraki. Wójtowie przecinają wstęgi, a goście zachwycają się nową trasą narciarską. Chwila prawdy nadchodzi jednak już podczas pierwszej ciepłej zimy.
Okazuje się wtedy, że po wspaniałej trasie zostaje wyłącznie podeptana trawa, a zrezygnowani właściciele pensjonatów złorzeczą, że po co im taka trasa, która nie przyciąga gości. Goście odwołują rezerwacje, a wójt żałuje zakupu ratraka i zapowiada, że do tego „interesu” więcej już dokładać nie będzie.
W dobie globalnego ocieplenia musimy pogodzić się z tym, że śnieżna i mroźna zima to wyjątek. Normą stają się takie zimy jak w tym roku – z małą ilością śniegu, przychodzące późno, z wieloma dniami bezśnieżnymi i temperaturą najczęściej na plusie. Zeszłej zimy i na początku obecnej dobitnie było widać, że trasa narciarska bez sztucznego śnieżenia właściwie nie może istnieć. Doskonale wiedzą o tym właściciele wyciągów narciarskich, którzy wszystkie mroźne noce wykorzystują do intensywnego dośnieżania swoich stoków.
Podczas planowania urlopu narciarskiego, najbardziej liczy się pewność śniegu. Wiem o tym doskonale, ponieważ co roku organizuję wyjazdy dla grup z Towarzystwa Narciarskiego „Biegówki” i pierwszym pytaniem, które zadaję sobie przed wyborem miejsca, jest: a co, jeżeli znowu zima będzie fatalna?
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Dawniej, gdy nie było śniegu, ludzie chodzili na spacery, biegali. Dziś nasi goście są bardziej wymagający. Gdy planują wyjazd na biegówki, chcą mieć pewność, że będą mieli gdzie na nich biegać. Stąd armatki śnieżne, ratraki i cała koncepcja snowfarmingu – mówi Elias Walser, dyrektor Biura Informacji Turystycznej Ramsau am Dachstein, głównego austriackiego ośrodka biegowego.
I tutaj docieramy do sedna problemu. Dziś polscy burmistrzowie i wójtowie traktują utrzymywanie tras biegowych jak zbędny wydatek, który nie zwraca się. Efekt jest taki, że trasy są robione po macoszemu. Gdyby standardy z polskich tras biegowych obowiązywały na trasach zjazdowych, to wyciągi zbankrutowałyby po pierwszym sezonie. Tworzy się błędne koło – gminy nie wydają więcej pieniędzy na przygotowanie tras, bo nie widzą skutku w postaci przyrostu liczby narciarzy, a narciarze biegowi nie planują dłuższego pobytu np. w Zakopanem, bo nigdy nie mogą być pewni, czy po przyjeździe będą mieli po czym biegać.
Wyprodukowanie i przechowanie 5 tys. m3 śniegu, który starcza na półtorakilometrową trasę to coroczny wydatek 10 tys. euro. Jest to koszt wody, energii i pracy ludzkiej. Do tego dochodzi zakup warstwy izolującej śnieg, ale to wydatek jednorazowy, na lata – wylicza Walser.
Dzięki temu, każdej zimy do Ramsau przyjeżdża od 30 to 40 tys. osób, które zatrzymują się przynajmniej na jedną noc. Statystyki nie uwzględniają tych gości, którzy nie nocują, a i oni są źródłem dochodu. W Ramsau doskonale wiedzą, że więcej turystów, to nie tylko większe dochody w restauracjach czy hotelach, ale również większe wpływy z opłaty miejscowej oraz podatków lokalnych. To się po prostu wszystkim opłaca.
Kosztem jest nie tylko wyprodukowanie śniegu, ale również doskonałe codzienne przygotowanie tras przez ratrak. Kiedy jeździmy po różnych trasach zagranicznych, to normą są płatne trasy. W Ramsau opłaty za korzystanie z tras są następujące:
- bilet na pół dnia (po godz. 11.30 h) € 8,50
- bilet jednodniowy € 10,50
- bilet 2dniowy zawierający transport autobusem € 18,00
- bilet 3dniowy zawierający transport autobusem € 21,00
- bilet tygodniowy (ważny 8 dni) zawierający transport autobusem € 31,00
- bilet na całą zimę € 88,00
Jak widać ceny nie są ani zbyt duże, ani zbyt niskie. Co więcej, osoby zakwaterowane w Ramsau w hotelu czy pensjonacie otrzymują kartę GuestCard. Upoważnia ona do wielu zniżek, między innymi około 2 euro od powyższych cen, ale również do darmowego lub zniżkowego korzystania z gminnej komunikacji autobusowej. Co więcej, po zakupie tygodniowego biletu, drugi tydzień jest za darmo.
W innych krajach (np. w Czechach czy na Słowacji) w cenę noclegu wliczona jest opłata miejscowa, która jest przeznaczana w ośrodkach biegowych przede wszystkim na przygotowanie tras. W Polsce, gdzie ściągalność opłaty miejscowej nie przekracza 20%, a większość turystów przyjeżdża na trasy samochodem na jeden dzień, sprawdzić się może wyłącznie opłata za wejście na trasę.
Podczas wprowadzania takiej opłaty należy zadbać, by cena nie była odstraszająca. Naszym zdaniem powinna wynosić między 5 a 15 złotych za dzień. Biegacz musi mieć poczucie, że pieniądze wydane przez niego są dobrze spożytkowane. Trasa musi być czynna przez całą zimę. Nie może powtórzyć się taka sytuacja, jaka spotkała kilka sezonów temu Justynę Kowalczyk, która w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia zastała informację, że sztandarowa zakopiańska trasa jest zamknięta. Trasa musi być regularnie przygotowywana przez ratrak. Warstwa sztucznego śniegu musi być wystarczająco gruba, by przetrwać odwilż i halny. Dobrze, gdyby w każdym ośrodku była przynajmniej jedna pętelka ze sztucznym oświetleniem, wyłączanym o godz. 22 (jak to się robi w Estonii, nie tylko dla oszczędności, ale również po to by ograniczyć „zanieczyszczenie świetlne”). Z opłat za korzystanie z tras mogą być natomiast zwolnieni na przykład mieszkańcy gminy (co może być kolejnym bodźcem do zameldowania się i płacenia podatków na miejscu) czy kluby sportowe.
Żeby doczekać się w końcu tras biegowych z prawdziwego zdarzenia, musimy zerwać z fikcją bezpłatności. Bezpłatne oznacza u nas kiepskie, byle jakie, robione siłą woli, a kiedy zima nie nadchodzi – wcale. Narciarz potrzebuje pewności śniegu i znakomicie przygotowanej trasy. W przeciwnym wypadku wybiera wyjazd gdzie indziej. Tak, jak dziś oczywistością jest płacenie za wyciągi, tak samo oczywistością powinno być, że nie może być bezpłatnej trasy biegowej.
Oczywiście . Zdążamy w tym kierunku. Ale źle się nie dzieje, gdy w naszym ciągle zatrutym komunizmem społeczeństwie pewne decyzje lub działania władz lub grup społecznych są poprzedzone poszukiwaniem lub sprawdzaniem innych wariantów i dopiero gdy te się nie sprawdzają podejmowane są właściwe. Niekoniecznie zresztą potrzebne są takie decyzje – w Kościelisku widziałbym trasy tworzone przez spółkę cywilną właścicieli gruntów, na których biegną trasy i są usytuowane parkingi i inna infrastruktura .
Chętnie zapłacę parę złotych za przygotowaną i niezadeptaną trasę. Taka opłata nie zniechęci narciarzy, ale skutecznie odstraszy pieszych spacerowiczów. O ile nie wlezą w innym miejscu. Ale nawet bez sztucznego śnieżenia – rozumiem, że ratrak kosztuje, paliwo kosztuje, kierowcy ratraka też trzeba zapłacić. Są koszty, to powinna być opłata. Często wliczone jest to w opłatę parkingową, ale nie wszyscy przyjeżdżają samochodami, no i w aucie parę osób się mieści.