Prezentujemy rozmowę z Beatą Lepką, organizatorką zawodów Salomon Nordic Sunday dla amatorów narciarstwa biegowego. W tym roku zakończył się trzeci sezon ścigania w ramach SNS-a. Pytamy o jego ocenę, przygotowanie zawodów, a także pierwsze plany na przyszłość.
– Co jest najtrudniejsze w organizowaniu takiej imprezy, jak Salomon Nordic Sunday?
– Mówi się, że najtrudniejsze są początki. Faktycznie pierwsze zawody – trzy lata temu – przygotowywaliśmy przez kilka miesięcy. Pamiętam, że pierwszemu biegowi towarzyszył duży stres związany z wieloma rodzącymi się pytaniami: czy impreza się spodoba, czy dopisze frekwencja, czy nasz pomysł na pierwsze w Polsce cykliczne zawody w narciarstwie biegowym dla amatorów, ma szansę na sukces? Szybko okazało się, że zacząć nie było aż tak trudno. Trudniej było utrzymać, a de facto podnosić standard zawodów, wsłuchując się uważnie w sugestie zawodników i ucząc się na własnych błędach. Największą nagrodą za ten wysiłek są opinie, że jest to najlepsza tego typu impreza w Polsce. Zresztą nasi czescy zawodnicy również wystawili nam najwyższą notę za organizację SNS, co biorąc pod uwagę poziom i popularność narciarstwa biegowego w Czechach, daje nam wielką satysfakcję.
– Czy tegoroczną edycję udało się zorganizować, tak jak tego oczekiwaliście? Nie było żądnych nieoczekiwanych utrudnień?
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
– Wydaje się, że organizując zawody już trzeci sezon, nic nie jest w stanie nas zaskoczyć. Gdyby nie było problemów do pokonania, nie byłoby w nas takiego zapału do pracy. Dużym wyzwaniem jest ustalenie harmonogramu cyklu i wytyczenie trasy każdego biegu. Jak wszyscy wiecie, coraz więcej zawodów biegowych zgodnie z planem lub „znienacka” jest rozgrywanych w Szklarskiej Porębie, a dokładniej na Polanie Jakuszyckiej. No i dochodzą teraz tory kolejowe, przez które nie może przebiegać trasa zawodów, co znacznie ograniczyło możliwość wytyczenia długich tras w tym sezonie.
– Czy świadomość tego, że Salomon Nordic Sunday to największa cykliczna impreza dla amatorów biegania w Polsce paraliżuje, czy raczej dodaje skrzydeł przy organizacji?
– Oczywiście, że dodaje skrzydeł. Rozpoczynając jakiekolwiek przedsięwzięcie liczymy na sukces i progres. Od początku liczyliśmy na to, że SNS będzie się rozwijał. Zresztą było to moralne zobowiązanie wobec sponsora. Salomon Polska dał nam olbrzymi kredyt zaufania i nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli to zaufanie zawieść.
– Ile godzin/dni trzeba poświęcić na zorganizowanie jednego biegu w ramach SNS-a?
– To jest nieustająca praca przez cały sezon zimowy, sporo przed sezonem i jeszcze trochę po sezonie. A latem zaczynają się przygotowania do następnego sezonu. To takie perpetum mobile…
– Ile osób pracuje średnio przy jednym biegu?
– Kilkanaście. Dokładna liczba zależy m.in. od przebiegu trasy i ilości punktów do obstawienia.
– Jakie najzabawniejsze wydarzenie z tego sezonu najczęściej pani wspomina?
– Dla mnie każdy bieg jest nie tylko ciężką pracą, ale przede wszystkim wielką przyjemnością spotkania się z ludźmi skupionymi przy Salomon Nordic Sunday. Najprzyjemniejsze jest obserwowanie zawodników przed i po biegu. Pełne emocji dyskusje o trasie, o trafionym lub nietrafionym smarowaniu, o tym kto był tym razem najlepszy, a kogo trzeba usprawiedliwić grypą, długa podróżą lub inną okolicznością łagodzącą gorszy niż zazwyczaj wynik. Największą radość sprawia mi jednak obserwowanie, jak rodzą się i umacniają SNS-owe przyjaźnie. Zabawne to złe słowo, ogromnie radosne i wzruszające jest obserwowanie oczekiwania na mecie wnuka na dziadka, męża na żonę, kolegi na kumpla – rywala. Zabawna jest natomiast moja konwersacja z zawodnikami z Czech w biurze zawodów. Ja mówię trochę po czesku, oni trochę po polsku, a dzieła dopełnia gestykulacja…
– A jaka sytuacja była najbardziej mrożąca krew w żyłach lub też najmniej przyjemna?
– W regulaminie każdych zawodów jest zapis o „przyczynach niezależnych od organizatorów”. Dla nas każde anomalie pogodowe, np. wiatr porywający bramę lub każde nieprzewidziane awarie techniczne powodują duży stres. A wiatr i prąd lubią się z nami przekomarzać.
– W tym roku pojawiła się grupa ludzi niezadowolonych z systemu nagradzania. Jak to pani skomentuje?
– No comments. Powiem tylko, że łatwiej jest burzyć, niż budować.
– I jeszcze jedno pytanie o przyszłość. Czy nie myśleliście, żeby oddzielić amatorów od zawodników, którzy wciąż posiadają licencję startową, a także biegają w SNS-ie?
– Mowa jest srebrem, milczenie złotem… a myślenie przyszłością. O tym, co będzie w przyszłym sezonie będziemy dopiero rozmawiali ze sponsorem i w odpowiednim czasie ukażą się odpowiednie komunikaty…
– Dziękuję za rozmowę.