Co takiego – oprócz lodowca – ma Ramsau am Dachstein, czego my nie mamy? Co sprawiło, że stało się najsłynniejszym ośrodkiem narciarstwa biegowego w Austrii? A przede wszystkim – jaka lekcja płynie z tego dla Podhala?
Ramsau to niewielka miejscowość, wioska prawie. Z polanowym układem zabudowy, nieufnie przytulona do pnących się w górę, masywnych ścian Alp. Zdziwiliśmy się, jak bardzo przypomina nam Kościelisko. W Ramsau nie ma przeskalowanych domów, powietrze jest czyste, a na zimę właściciele rozgradzają łąki, na których przygotowywanych jest ponad 200 km tras biegowych, ciągnących się po plateau do sąsiednich miejscowości. W tym, niestety, Kościeliska ani żadnej innej podhalańskiej miejscowości już nie przypomina.
Konkurować i współpracować
Nie czarujmy się. Żaden z ośrodków narciarstwa biegowego na Podhalu nie jest w stanie zapewnić atrakcji na tygodniowy pobyt. Ale już cały region – jak najbardziej! Jednego dnia trasy w Kościelisku; drugiego, po zmroku, oświetlone pętle na Jankulakowskim Wierchu w Białce Tatrzańskiej, zaś trzeciego – wymagające trasy w Zakopanem pod Skocznią i w Centralnym Ośrodku Sportu. Czwarty dzień to wycieczka zachwycającą trasą na Turbacz, piąty – dla relaksu biegówki na lotnisku w Nowym Targu. Szóstego dnia pora na trochę szaleństwa w terenie, poza przygotowaną trasą, np. na nartach backcountry z Brzezin do Murowańca czy spokojny spacer Doliną Chochołowską. Dzień siódmy – czas odpoczynku na Krupówkach. Ważne, by trasy między sobą konkurowały jakością, ale w Polsce i świecie muszą prezentować się jako jedno: biegówkowe Podhale. Współpracować to też potrafić rozmawiać, choćby o takich drobiazgach jak nieorganizowanie zawodów w jednym terminie.
Wspólna korzyść
W Ramsau potrafią myśleć dalej niż o swoim podwórku i najbliższej zimie. W latach 60. zeszłego stulecia było tu biednie, ale mieszkańcy dostrzegli szansę w turystyce – opowiada Elias Walser, dyrektor Biura Informacji Turystycznej w Ramsau am Dachstein, a my myślimy, że to trochę jak w Białce Tatrzańskiej. Powiedzieli: otwórzmy na zimę płoty. Jeśli wszyscy rozgrodzą, będziemy mogli poprowadzić trasy biegowe. Będziemy mieć dobry produkt. A jeśli produkt będzie naprawdę dobry, przyjadą do nas ludzie i zostawią pieniądze – ciągnie opowieść Walser, a my myślimy o tym, że nie działa to tak w Zakopanem. Już nawet nie chodzi o Gubałówkę, a o trasy biegowe pod Skocznią. W tym roku prawdopodobnie nie ruszą trasy Zachodnie, bo ktoś zagrodził, ktoś wyciąg na Olimpie będzie robił. Metalowy płot, którym szczelnie otoczono Wielką Krokiew, odciął biegnące niegdyś przez jej zeskok trasy biegowe, niepotrzebnym uczynił narciarski tunel pod dojściem do skoczni. Jeśli jeden zagrodzi, drugi na tarasie postawi sobie metalowy szałasik upstrzony banerami, trzeci pojedzie kuligiem po wyratrakowanej trasie, to niedługo szerokim łukiem omijać będą nasz region najlepsi klienci – turyści kwalifikowani. A kolejne apartamentowce stawiane na terenach mających służyć rekreacji, będą świecić pustkami.
Sprawdź ofertę popularnego sklepu z nartami biegowymi biegowkowy.pl.
Dać coś extra
W Ramsau nazywa się to WinterCard (po zimie jest to SummerCard). Specjalna karta zniżkowa, którą dostaje się przy meldowaniu w każdym pensjonacie. Dzięki niej mniej kosztuje opłata za korzystanie z tras biegowych, a przy wykupieniu tygodniowego skipassu, kolejne siedem dni dostaje się gratis. Do tego zniżki w wypożyczalniach, sklepach, tańszy wjazd na lodowiec. Naprawdę tego sporo. A najważniejsze: darmowy transport publiczny na obszarze całego plateau, zaś podróż pod kolejkę linową na lodowiec Dachstein oraz do leżącego w dolinie Schladming płaci się tylko 1 euro (dla porównania wjazd samochodem pod dolną stację kolejki to 6 euro od każdej osoby). Naszym celem nie jest to, by dać wszystko za darmo, lecz by obniżyć koszty – usłyszeliśmy w pewnym momencie. Tak, turyści lubią być docenieni i odrobinę rozpieszczeni. A przede wszystkim lubią być szanowani, choćby przez to, że ktoś pomyślał o ich potrzebach i wygodzie. Owszem, pod Tatrami tu i tam pojawia się takie myślenie, ale wciąż lokalnie, nie regionalnie.
Wakacje od samochodu
To nieprawda, że wszyscy turyści kochają samochód i zmierzają każdy dzień zimowego wypoczynku spędzać na jego odśnieżaniu, odmrażaniu szyb, denerwowaniu się na śliskiej drodze, szukaniu miejsca parkingowego i narzekaniu: czemu tu tak drogo. Tym bardziej, że wyjazd na biegówki rzadko kiedy wiąże się z pełnym bagażnikiem, bo sprzęt narciarski lekki i wiele miejsca nie zajmuje. Jeszcze dziesięć lat temu w Ramsau mieli w sezonie identyczne problemy, co na Podhalu: zakorkowane drogi, spaliny, nerwy. Aż stworzyli dobrze zorganizowany, dostosowany do realnych potrzeb transport publiczny. W tej chwili turyści, którzy w większości przyjeżdżają tu samochodami, zostawiają swoje auta na parkingach pod hotelami i przez cały pobyt korzystają z darmowych, czystych, ładnie pomalowanych w logo regionu autobusów. Nie małych busików, a normalnych autobusów, które w dodatku jeżdżą regularnie, często i dowożą pod każdą trasę. Jest to tak popularny środek transportu, że zeszłej zimy w szczycie sezonu było więcej chętnych niż pojazdów. Do tego zrozumiałe, przejrzyste rozkłady jazdy, do których nie trzeba ani lupy ani zamiłowania do rozszyfrowywania, co (chyba) pojedzie, a co na pewno nie…
Zadbać o śnieg
Taka się porobiło, że narciarze, którzy przyjeżdżają na biegówki, chcieliby mieć po czym biegać. Nie tylko w Polsce, także w Austrii. Taki znak czasów. W Ramsau z tej kluczowej potrzeby utworzono niemal imperatyw. Stąd nie tylko system sztucznego śnieżenia tras, ale koncepcja snowfarmingu, czyli przechowywania przez lato wyprodukowanego zeszłej zimy śniegu, z którego rozkłada się już na początku listopada 2 km trasy biegowej (przeczytaj więcej). Są to stosunkowo niewielkie koszty, a reklama wielka. Wyobraźmy sobie tylko… brak niepewności, czy uda się przeprowadzić zawody albo pętelka w Białce Tatrzańskiej czynna od razu, zanim naśnieżone zostaną wszystkie stoki zjazdowe. Narciarscy biegacze to docenią, tak samo jak dobrze przygotowane, wyratrakowane trasy. Wrócą. Nas nawet bardziej od snowfarmingu zachwyciła niewielka, ludzka rzecz: tuż przed okresem bożonarodzeniowym, jak co roku, odbywał się w Ramsau Puchar Świata w Kombinacji Norweskiej. Pierwszego dnia wszędzie – oprócz pętli do biegu – zielono. Drugiego przyszła zima. Organizatorzy obok perfekcyjnego przygotowania tras i skoczni na zawody, wyratrakowali też pętelkę dla zwykłych biegaczy amatorów. Z samego rana pełno na niej było uśmiechniętych, szczęśliwych narciarzy.
Troska o środowisko
Nie napiszę tu o paleniu tylko dobrym paliwem w dobrych piecach, choć nie uświadczycie w Ramsau gryzącego, dławiącego dymu (przeczytaj Jak uchronić się przed smogiem na biegówkach). Będzie o jakości wody, którą używa się do wyprodukowania śniegu. Podczas śnieżenia nie stosuje się środków chemicznych, które pozwalają wyprodukować śnieg nawet w temperaturze 0o C. Nie można pobierać do armatek wody z rzek, jeśli ta jest brudna. Woda ma nadawać się do picia – to jedyne kryterium. Przyczyna jest prosta: gdy śnieg topnieje, cała woda wsiąka w glebę, a w lecie na tych terenach pasą się krowy, owce, konie. Niedaleko znajduje się też staw z rybami, które są szczególnie czułe na jakiekolwiek chemikalia.
Mądra promocja i promocja w ogóle
Czasem mam wrażenie, że biegowkipodtatrami.pl z opisami narciarskich tras biegowych i informacjami o imprezach na Podhalu zastępują biura promocji. Jest to tym bardziej smutne, że świetne, świeże pomysły na biegi czy imprezy rekreacyjne przechodzą bez takiego echa, jak powinny. Nazwaliśmy to kiedyś strategią tajnych biegów narciarskich. W zeszłym sezonie na wszystkich trasach na Podhalu miał odbyć się cykl zawodów biegowych dla amatorów. Idea świetna! Cóż z tego, gdy strona internetowa biegu mocno kulała, informacja o cyklu nie pojawiła się w żadnych, choćby biegówkowych mediach. Nie wystarczy coś robić, trzeba to robić dobrze. Jak w Ramsau, które gości u siebie mało widowiskowy puchar świata w kombinacji norweskiej, starannie dobiera terminy imprez, dba o promocję całego regionu. Na każdym możliwym poziomie. A Elias Walser mówi z uśmiechem: To kosztuje, ale najważniejsza jest reklama, która sprawi, że do Ramsau przyjadą ludzie.
Po pierwsze jakość
I na koniec rzecz najważniejsza: jakość. Dotyczy nie tylko przygotowania tras, perfekcyjnej promocji, stanu technicznego autobusów. Przejawia się też na tak abstrakcyjnym poziomie jak lista czynnych restauracji poza sezonem, dostępna w każdym pensjonacie i hotelu. Był koniec kwietnia, gdy pierwszy raz pojechaliśmy do Ramsau. Byliśmy jedynymi turystami. Znalezienie czynnej restauracji graniczyło z cudem, dopóki… nie dowiedzieliśmy się o grafiku. Poszczególne restauracje były czynne w określone dni tygodnia. Dzięki temu zawsze mieliśmy gwarancję świeżego, nawet jeśli nie najsmaczniejszego, dania. A lokal – gwarancję klientów. Gdyby tak w naszych, podhalańskich miejscowościach wprowadzić podobny system, nie trafilibyśmy w martwym sezonie na stare mięso na talerzu czy gumowate moskole. A jakość, jak wiemy, bywa najlepszą rekomendacją.
Artykuł jest przedrukiem artykułu, który ukazał się w świątecznym wydaniu „Tygodnika Podhalańskiego” nr 51-52/2015